Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/400

Ta strona została skorygowana.

— Co robić, mój Boże? co robić? — zapytywała sama siebie.
Spiesznie uporządkowała wszystko i pobiegła otworzyć okno.
Po drugiej stronie ulicy Joanna Bertinot była na stanowisku obserwacyjnym.
— Wychodzę — rzekła Helena raczej gestem, niż głosem.
Joanna dała znak, że zrozumiała.
Oba okna zamknęły się jednocześnie.
Córka Jakóba Tordier opuściła dom i skierowała się w stronę skweru Niewiniątek.
Młoda służąca podążyła za nią w odległości kilku kroków.
Gdy weszły na skwer, połączyły się z sobą i uścisnęły za ręce, po czym Joanna spytała żywo:
— Czy matka panienki domyśliła się czegoś?
Nie... Ale dlaczego pytasz o to?
— Bo wczoraj wieczorem czatowałam przy moim oknie i widziałam, jak otworzyła drzwi od jadalnego pokoju i ukazała się tejże chwili, kiedy panienka list obwiązywała i schowała go do kieszeni... Ogromnie się przestraszyłam; sądziłam, że wszystko odgadła.
— I ja także myślałam, ale się omyliłam. Nie widziała nic.
— Czy panienka czytała list od pana Lucjana?
— Tak. Czy mówił do ciebie, co piszę, gdy ci ten list oddawał.
— Nie... ale panienka mi powie.
— Przeczytaj go sama... to będzie najlepiej.
I Helena podała list Joannie Bertinot.
Dziewczęta udały się w ustronie skweru, gdzie się już spotkały w przeddzień.
Ławka była znowu wolna.
Usiadły obok siebie.