Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/405

Ta strona została skorygowana.

Wróciwszy do domu, młoda dziewczyna doznała dziwnego uczucia.
Wydało się jej, że już wcale nie cierpi.
Twarz jej łagodna wypogodziła się, gdy jednocześnie spokój zapanował w jej duszy.
Oczywiście, spokój względny.
Od czasu śmierci Jakóba Tordier, pokój, gdzie oddał ostatnie westchnienie, pozostawał zamknięty, okna były w nim zasłonięte roletami.
Helena przestąpiła próg i uklękła przy łóżku, na którym po raz ostatni ona widziała martwe ciało ukochanego ojca.
— O, mój ojcze, który jesteś w niebie i tam w górze czuwasz nad swoim dzieckiem, pobłogosław mnie z tym, któremu przy twoich zwłokach przysięgłam, że go będę kochała zawsze! Powinnam dotrzymać tej przysięgi, nieprawdaż? Powinnam opuścić ten dom, w którym ciebie już niema i podążyć za Lucjanem?
Po tym młoda dziewczyna przez kilka chwil milczała, czoło wsparłszy na dłoni.
Czekała na odpowiedź.
Nagle drgnęła.
Zdawało jej się, że wśród ciszy głos jakiś tajemniczy mówił do niej.
Głos ten powiedział.
Błogosławię cię, dziecko moje!... Idź do tego, który dał ci swe serce i którego chciałem nazwać synem moim... Błogosławię was oboje...
Helena powstała przekształcona.
Ostatni jej niepokój, ostatnie wahanie, znikły.
Wróciła do swego pokoju, wzięła pióro i na arkuszu papieru skreśliła te wyrazy:
„Śmierć wydaje mi się lepszą, nad ohydę małżeństwa, które chcesz mi narzucić...