Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/412

Ta strona została skorygowana.

Prosper, jak na uczynku złapany, spuścił głowę.
Naraz wzrok jego padł na list Lucjana, który Helena upuściła w pośpiechu ucieczki.
— Co to jest? — mruknął, podnosząc, rad, że odwrócił uwagę wdowy.
— List! — odezwała się Julia i przeczytała adres:
Panna Helena Tordier.
— Znam to pismo, to od kochanka, od Goberta — wołała.
— O, od tego głupca zawziętego! — zawołał komiwojażer, pieniąc się ze złości.
Garbuska czytała, a w miarę tego twarz jej się wypogadzała.
— Dobrze idzie! — rzekła nareszcie. — Bylibyśmy zwieść się pozwolili, a to niewiniątko nie myśli o samobójstwie! Stało się, co przewidziałam...
— Co się stało!
— Mamy w ręku sposób zemsty za zniewagę, jaką ci wyrządził Lucjan Gobert! Jest teraz na naszej łasce!... Namówił Helenę do opuszczenia z nim razem domu matki, co znaczy, że uwiódł małoletnią!... Bezwstydna, dla pokrycia powodu ucieczki, chciała nas przekonać, że się zabije! Mamy ich teraz oboje! Masz! Czytaj!
— A! prawda, mamy ich, nędzników! — mówił Prosper, przeczytawszy list.
— Wpadł jak głupi w zastawione sieci! Teraz Helena musi być posłuszną...
— Lecz gdzie jej szukać?
— U Lucjana!... Czy nie zrozumiałeś z listu, że zaprowadził ją do matki swojej. Stara błaźnica jest więc w spółce z uwodzicielem... Gdyby ta idiotka nie była upuściła listu, byłabym uwierzyła w samobójstwo... A to paradne!...
— Trzeba biec do Lucjana! — przerwał Prosper.
— O nie, mój zięciu — odparła Garbuska. — Nie ma po co się śpieszyć... Jutro za dnia...