Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/416

Ta strona została skorygowana.

— Dziecko moje kochane!... moja Helenko!
W jednej chwili prysły obawy dziewczęcia; zrozumiała, że Lucjan miał rację, pani Gobert pochwalała czyn swojej siostrzenicy, uściskała też ciotkę serdecznie, a łzy rozczulenia spłynęły z jej oczu.
Papuga, słysząc ciągle powtarzane imię Helena i trzepiąc skrzydłami radośnie, skrzeczała:
— Heleno!... Heleno!... pocałuj Coco!... Dzień dobry, Heleno, dzień dobry!... pocałuj Coco... Coco bardzo ładny!
— Przebacz mi, ciociu droga? Kochasz mnie zawsze? — szeptała dziewczyn.
— Cóż ci mam przebaczyć? Będziesz, Helenko, moją córką... To wkłada na mnie obowiązki. Obecność twoja mogłaby mnie niepokoić, gdybym nie była pewna, że przyszedłszy do mnie czystą jak anioł, będziesz taką aż do dnia, w którym będziesz w mocy rozporządzać twoją ręką i złożysz ją w dłoni Lucjana...
— Dziękuję ci, że nie wątpisz o mnie, matko moja — odrzekła młoda dziewczyna głosem poważnym.
— I o mnie nie wątpisz, prawda, matko? — wykrzyknął Lucjan. — Tak samo jak ty, jak ona, chcę, aby w dzień ślubu naszego mogła śmiało ludziom patrzeć w oczy.
— Godni jesteście jedno drugiego, moje dzieci — rzekła pani Gobert, przyciągając ich do siebie. — Niech Bóg was strzeże teraz!...
— Będzie nas strzegł, matko, ponieważ czyta w sercach naszych.
— Czy pomyśleliście, co może zrobić Julia Tordier, szukając śladów córki?
— Helenka wszystko przewidziała... — i opowiedział matce, jakie pismo zostawiła w domu.
— Nie bardzo to wam ułatwi położenie — odparła pani Gobert. — Przypuszczam, że Julia Tordier uwierzy w samobójstwo córki, chcącej uniknąć złego obchodzenia