Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/425

Ta strona została skorygowana.

pośpieszyłam do was, aby zawiadomić i uściskać pannę Helenę.
— Trudnym mi się wydaje, by mogli powątpiewać o samobójstwie, spowodowanym rozpaczą — rzekł Lucjan. — Ten zbieg okoliczności przeszkodzi ich działaniu, i za parę dni nie będziemy się mieli czego obawiać...
— Jakto? — szepnęła Joanna.
— Za parę dni już nas tu nie będzie.
— Wyjeżdżacie? Opuszczacie Paryż? A może i Francję?... — zawołała wystraszona garbuska.
— Nie... nie... Poprzestajemy na zmianie mieszkania. Przenosimy się z Montmartre na Batignolles.
Joanna lżej odetchnęła.
— Jakżeście mnie przerazili! — rzekła następnie. — Myślałam, że wyjeżdżacie daleko, gdzie nie będę mogła was odnaleźć... i ścisnęło mi się serce...
Dwie grube łzy spłynęły po bladych policzkach dziewczyny.
— Dobra Joasia! — przemówiła, całując ją Helena.
— Czy jadłaś śniadanie, moja malutka? — zapytał rysownik.
— Jadłam, panie Lucjanie, i odchodzę... — Znowu się umieszczę w moim obserwatorium...
— Już odchodzisz! — odezwała się Helena.
— Widziałam cię... ucałowałam... powiedziałam, co widziałam... i dość mi na tym...
— Przyjdziesz jutro?
— Proszę was nie wątpić o tym... Czy pisała panienka do panny Roncerny?
— Nie.
— Dlaczego?
— Lucjan będzie się z nią dziś widział, on lepiej niż list opowie jej o wszystkim, co się tu dzieje.