Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/429

Ta strona została skorygowana.

— Dosyć tego, proszę pana! Tak, syn mój pisał, byłam jego wspólniczką, i życzyłam sobie gorąco wyrwać Helenę spod despotyzmu matki!
— Proszę pani, to zbrodnia!
— Zbrodnia!... Uchronić biedne dziecko od nieszczęścia?
— Nazywa się to, proszę pani, uwiedzeniem małoletniej, a prawo karze takie winy ciężkimi robotami.
Pani Gobert i Lucjan zachwiali się, jak pod uderzeniem obucha.
— Ciężkie roboty! — jęknęli oboje.
— Przyszedłem tu — mówił szef bezpieczeństwa publicznego — z rozkazem aresztowania pana Gobert.
— Mojego syna! — rzekła matka nieszczęśliwa. — To nie może być prawdą!
— Prawda, proszę pani... W imię prawa, aresztuję papana, panie Lucjanie Gobert!
Pani Gobert rzuciła się na syna.
— Moje dziecko... Moje dziecko chce pan aresztować! — wrzasnęła z okiem, krwią zaszłym, jak lwica, broniąca swoich małych.
— Posłuszny jestem prawu.
— Wasze prawo! — odparła pani Gobert — prawo, miotające się na niewinnych!... To niesprawiedliwość, barbarzyństwo; Lucjan żadnej zbrodni nie popełnił!
W tej chwili rozwarły się drzwi pokoju sypialnego i Helena, blada przerażająco, lecz szczytna postanowieniem, ukazała się na progu.
— Lucjan żadnej zbrodni nie popełnił — rzekła z ręką, w górę wzniesioną. — Ja wam to mówię, i przysięgam na honor!
— Obecność pani w mieszkaniu pana Gobert oskarża go — powiedział szef policji.
— Kłamliwe oskarżenie, unicestwię je zaraz!