Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/55

Ta strona została skorygowana.

zmuszać będzie do zaślubienia człowieka wstrętnego... To mnie przejmuje niepowściągnionym przestrachem... O, Lucjanie!... Lucjanie!...
Wymawiając te ostatnie wyrazy i powtarzając dwa razy te same, Helena była jakby w gorączce.
— Lucjanie!! — zawołała panna Roncerny — więc jest jakiś Lucjan... O, Heluniu!... A ja jestem twoją przyjaciółką... A ja myślałam, że jestem twoją powiernicą we wszystkich twoich tajemnicach... Jakżem się myliła... Ukrywałaś przede mną najważniejsze tajemnice swego serca... Ty kogoś kochasz?...
Helena spuściła oczy i mocno się zarumieniła.
Marta podchwyciła:
— No, bądź szczerą, a skoro się zdradziłaś, okup przynajmniej twe względem mnie postępowanie szczerym wyznaniem! Kochasz kogoś, nieprawdaż?
Córka Garbuski wyjąkała:
— Tak, to prawda...
— Czy lękasz się, aby matka nie sprzeciwiła się małżeństwu z tym, którego kochasz?
— Tak, sprzeciwi się niezawodnie.
— Dlaczego?
— Lucjan jest moim kuzynem... jest synem siostry mego biednego ojca...
— Tym większy powód, ażeby się zgodziła! — przerwała Marta.
Helena wstrząsnęła głową.
— Mylisz się — rzekła z nowym wybuchem łez. — Matka nienawidzi wszystkich, co pochodzą z rodziny mego ojca, wszystkich...
— Może kuzyn twój nie jest bogaty? — zapytała panna de Roncerny.
— Biedny jest.
— Ileż ma lat?