Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/67

Ta strona została skorygowana.
XIII.

Garbuska usiłowała pozbyć się natrętnego gościa, zamykając drzwi.
Ale Lucjan nie dał się tak wyrugować.
Pociągnął silnie za klamkę i wszedł do przedpokoju, a utkwiwszy w Julii Tordier wzrok, w którym zarówno malowały się nienawiść i pogarda, skrzyżował ręce na piersiach, jak to poprzednio uczyniła Garbuska.
— Wiesz, moja ciotko — rzekł tonem gryzącym — wiesz, że twoje postępowanie zaczyna mi się wydawać dziwnym i podejrzanym... Wuj jest bardzo chory, a ty nie sprowadziłaś do niego córki! Nie pozwalasz, aby moja kuzynka po raz ostatni pożegnała się z ojcem. To niezrozumiałe, moja ciotko, i to ohydne. Ani natura, ani prawo, nie pozwalają ci tak postępować.
Zaraz uprzedzę moją matkę, że wuj umiera! Jakkolwiek sama cierpiącą jest wielce i zniedołężniała, zechce tu przyjść i przyjdzie... Czyż zamkniesz przed nią dom? Czy nie pozwolisz jej, aby dała ostatni pocałunek swemu bratu, tak ukochanemu... O, cóż się tu dzieje, i jakąż to zbrodnię przygotowujesz?
Garbuska drgnęła od stóp do głowy.
Ostatnie wyrazy nasuwały brutalnie przed jej oczy czyn haniebny, który zamierzała popełnić, w chwili przybycia Lucjana.
Zabić, usuwając lekarstwo, albo zabić, nalewając trucizny, zawsze było to zabić.
Jeżeli sposoby były odmienne, rezultat zawsze był ten sam.
Było to morderstwo!...
Pot zimny zwilżył skronie nędznej istoty, uczyniła jednak gwałtowny wysiłek, który pozwalał jej powściągnąć niepokój, i odpowiedziała z pozorną pewnością siebie.
— Jeżeli jest zbrodniarz, to nie ja... tylko doktór, on rozkazuje, a ja słucham...