Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/68

Ta strona została skorygowana.

Łucjan zrozumiał, że napotyka nie przebytą przeszkodę, wolę tej jędzy.
— Moja ciotko — wyrzekł ustami drżącymi — ostatnie jeszcze pytanie...
— Czy doktór utrzymywał, że jest jaka nadzieja uratowania wuja?
— Zapisał lekarstwo. Od tego lekarstwa zależy może ocalenie. Kiedyś przyszedł, miałam właśnie dać choremu pierwszą dozę.
— To się spiesz, ciotko. Nie opóźniaj się!... Czy mogę ci w czym pomódz?
— Nie... Chcę być samą.
— Moja ciotko, błagam cię, wezwij Helenkę do wuja! Jeżeli nadzieja doktora nie ziści się, Jeżeli lekarstwo nie zdoła ocalić chorego, nie narażaj mej kuzynki na wielki żal, że nie ucałowała ojca na łożu śmierci... Pomyśl, że pocałunki córki, więcej mogą, niż wszystkie lekarstwa, ocaliłby konającego.
— Panie Gobert — odpowiedziała Garbuska, bo odzyskała już wszystką zimną krew i cynizm — ja jestem u siebie panią, robię to tylko, co mi się podoba, nie potrzebuję pańskich rad i ich nie przyjmę...
Młodzieniec, z trudem powstrzymując gniew, tlejący w sercu, podchwycił tonem błagalnym:
— Zaklinam cię, moja ciotko, nie wydawaj się gorszą, niż jesteś w rzeczywistości... wezwij do siebie Helenkę... do jej ojca...
Garbuska mu nie odpowiadała.
— Czy chcesz, ciotko, ażebym po nią pojechał do Sant-Leger? — ciągnął dalej Lucjan.
Julia Tordier wzruszyła ramionami, po czym odpowiedziała tonem pogardliwym:
— Doprawdy, panie Gobert, musisz być wariatem, skoro sobie wyobrażasz, że ja powierzyłabym ci moją córkę! A teraz żegnam pana — dodała — a ponieważ, jak