Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/74

Ta strona została skorygowana.

rzuciwszy kołdrę, wysunął z łóżka nogi jak u szkieleta i głosem chrapliwym zawołał:
— Potworze! zabijasz mnie! Ale jest Bóg na niebie! jest jeszcze sprawiedliwość... Będę krzyczał... wołał, a ktoś przyjdzie...
Nieszczęśliwy chciał postąpić choć jeden krok... na próżno... nie mógł się utrzymać na nogach.
Resztka życia, jaka w nim pozostała, wyczerpała się w tym ostatnim wysiłku bezwładnego gniewu.
Upadł w poprzek łóżka, głowa uderzyła się z głuchym łoskotem o ścianę; krew rzuciła mu się z ust.
Garbuska zaśmiała się znów złowrogo.
— Wołajże teraz o pomoc! — rzekła następnie, nachylając się nad łóżkiem i okrywając męża kołdrami. — Tak ci się uda, jak z tym wołaniem córki!... Nikt tu nie wejdzie, prócz tych, którzy przyniosą trumnę.
I kiedy właśnie obmierzła istota wymawiała te ostatnie wyrazy, w przedpokoju dał się słyszeć dzwonek.
Julia Tordier drgnęła.
Postawiła pustą flaszeczkę na stoliku nocnym, wyszła z pokoju, rzucając na męża spojrzenie pełne nienawiści, i zamknęła drzwi poza sobą.
Rozległ się nowy odgłos dzwonka.
Garbuska zatrzymała się, wstrząśnięta gwałtownym wzruszeniem.
— To On! To On! — wyjąkała, przyciskając prawą rękę do serca — czuję go tam!... odgaduję po biciu serca!... Muszę go zobaczyć, i muszę pomówić z nim... Ale spokoju... spokoju... zimnej krwi... od dwóch lat go kocham, a skoro tak długo czekałam, ażeby mu dać o tym do zrozumienia, będę miała siłę zaczekać jeszcze.