Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/75

Ta strona została skorygowana.
XV.

Dzwonek zadźwięczał po raz trzeci.
Julia Tordier, lękając się, ażeby gość zniecierpliwiony nie odszedł, poszła prędko ku drzwiom i otworzyła je.
Na progu stanął Prosper Rivet, piękny komiwojażer.
Garbuska posiadała wiele mocy nad sobą, bo na pozór z zupełnym spokojem, któremu ledwie zaprzeczało namiętne wejrzenie, wyrzekła z uśmiechem na ustach i z ręką wyciągniętą:
— Wejdź, wejdź, drogi panie Rivet, i wybacz mi, że dałam na siebie tak długo czekać... Byłam w pokoju środkowym, u mego biednego męża... Ale bardzo się cieszę, że pan pamiętałeś o moim pragnieniu zobaczenia się z panem...
— O! gdzież bym miał zapomnieć, kochana pani — odparł Prosper — tym bardziej, że chciałem mieć nowe wiadomości o panu Tordier.
Czoło Garbuski przerżnęła głęboka zmarszczka.
— O! te wiadomości są niedobre.
— Czy pan Tordier jest naprawdę tak chory?
— O! i jak chory...
— Więc w niebezpieczeństwie?
— I to w wielkim...
Garbuska wprowadziła gościa do pokoju jadalnego i przysunęła mu krzesło.
Prosper podchwycił:
— Czy mogę się z nim widzieć?
— O! niepodobna...
— Dlaczego?
— Panie, kochany panie Rivet, powiem ci prawdę... Ale nie stójmy tak... siadajmy... mamy z sobą wiele do pomówienia, bardzo wiele... o panu, kochany panie Rivet, o panu... Jeżeli wyraziłam pragnienie zobaczenia się z panem, to dlatego, że miałam bardzo poważne powody... powody... Wie pan, że zawsze dla niego czułam wielką sympatię, wielki szacunek... mogłabym nawet mówić, że przyjaźń... wielką... wielką... wielką...