Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/77

Ta strona została skorygowana.

chodzi tu o mego męża... chodzi tu o pana... o pańską przyszłość... Troublet panu podziękował...
— Powiedział to pani sam — odparł Prosper.
— To mu szczęścia nie da! — wyszeptała Garbuska, marszcząc brwi, z miną groźną.
Po czym dodała:
— Nie masz pan w tej chwili żadnej posady?
Komiwojażer, bezczelnie kłamiąc, odpowiedział:
— O! przepraszam, mam trzy czy cztery oferty.
Garbuska zbladła nieco i spytała:
— Czy dobre?
— Tak, jedna nawet jest korzystna.
— Więc znowu pan chcesz jechać?
— Tak... trzeba będzie.
— A kiedy?
— Jak tylko moi pryncypałowie dadzą mi zlecenie.
Julią Tordier widocznie miotała złość.
— Więc jeszcze pan nie masz dosyć tego życia wiecznego tułacza? — zawołała — zawsze w wagonie lub na bryczce, z dala od Paryża... dziś tu... a jutro tam... bez domu, bez rodziny!
— O! naturalnie i ja bym wołał życie inne! — odrzekł Prosper obłudnie — tym bardziej, że mam zamiłowanie do życia domowego!
— Więc dlaczego pan nie chcesz zmienić trybu życia?
— Bo to niemożliwe.
— A gdzież przeszkoda? Przyjaciele pańscy mogliby panu dopomóc.
Prosper wzruszył ramionami.
— Przyjaciele! — wyszeptał tonem komedianckim, rozumiał bowiem wybornie, do czego Garbuska zmierza. — Alboż ja ich mam?...
— Masz ich pan.
— Kogóż?
— Przede wszystkim mnie!