Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/83

Ta strona została skorygowana.
XVII.

Julia Tordier, zamknąwszy drzwi od pokoju za pięknym komiwojażerem, jakeśmy powiedzieli, zwolna podążyła do mężowskiego pokoju.
Na pół drogi zatrzymała się i ujęła głowę w dłonie.
Nerwowy dreszcz wstrząsnął nią całą.
— On mnie pokocha — syczała bezwiednie — ja chcę, ażeby on mnie kochał!
Nowy krzyk, nowe wołanie przeraźliwe Tordiera, odezwało się w ciszy, podobne do ryku konającego zwierzęcia.
Garbuska wzdrygnęła się, zimnem przejęta aż do kości, nie dlatego ażeby doświadczyła przestrachu, lecz że ten ryk złowrogi przywrócił ją do rzeczywistości.
A ta rzeczywistość dla niej była potrzebą, rozkazującą przyśpieszenia śmierci zawadzającego męża.
Garbuska za jaką bądź cenę pragnęła być wolną.
Odtąd jej myślą stałą było zostać żoną Prospera Riveta, a urzeczywistnienie tej myśli wydało się jej rzeczą łatwą.
Jakże bowiem przypuszczać, ażeby człowiek, bez stanowiska, bez przyszłości, odmówił jej ręki, zawierającej w sobie milion.
Zły uśmiech wykrzywił jej usta czerwone i odsłonił zęby białe i śpiczaste, jak u wilczycy.
Weszła do pokoju mężowskiego.
Tordier już nie wołał.
Z ust wydzierało się rzężenie.
Piana krwawa wystąpiła na wargi i krew broczyła poduszkę.
Źrenice, od gorączki błyszczące, zatrzymały się ze strasznym gniewem na Garbuskę, która mimo woli spuściła oczy pod tą groźbą.
Zbliżyła się jednak do łóżka.
— Niepodobna, ażeby to dłużej trwało — rzekła do siebie.