Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/84

Ta strona została skorygowana.

Rzężenie istotnie słabnęło.
Oddech cichł.
Głowa umierającego po raz ostatni podniosła się.
Ręce poruszyły się konwulsyjnie. Palce się zakrzywiły, jak gdyby chciały coś uchwycić.
Źrenice się zamykały. Głowa opadła na poduszkę.
Potem nastała zupełna nieruchomość.
Dusza nieszczęśliwego Tordiera opuściła ciało.


∗             ∗

Teraz znów powrócimy na pensję pani Gevignot.
Po dniu, spędzonym wesoło wśród lasu, przełożona, nauczycielki i uczennice wróciły na pensję, gdzie na nie czekał obiad.
Marta nie opuściła Heleny.
Obiedwie były zamyślone i milczące.
Prawie natychmiast po obiedzie, ponieważ znużenie ogarnęło dzieci, zadzwoniono na spoczynek i udano się do sypialni.
Helena i Marta miały razem na drugim piętrze pokój, bardzo elegancko umeblowany.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, córka Jakuba Tordier, zamiast się rozebrać do snu, otworzyła okno i wzrokiem błądziła po ciemnych alejach ogrodu.
Marta podeszła do niej cicho, bez szmeru i, objąwszy ją wpół, rzekła głosem pieszczotliwym:
— Biedna Helenko, ty cierpisz...
— Jak tylko cierpieć można — odparło dziewczę boleśnie — i pytam sama siebie, czy zasługiwać będę na naganę, jeżeli tej nocy, w tej chwili nawet, wykonam projekt, jaki ułożyłam.
— Cóż to za projekt, droga Helenko?
— Chcę sama sobie dać wolność, której mi odmawiają, uciec z pensji, pojechać do Paryża, do ojca, który, jestem