Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/85

Ta strona została skorygowana.

tego pewna, wzywa mnie, i jeżeli stan jego tak jest rozpaczliwy, jak to utrzymują, chcę otrzymać przynajmniej jego ostatni pocałunek i jego ostatnie westchnienie.
— Ależ to projekt nierozsądny, moja droga! — zawołała Marta przerażona.
— O! nic mnie nie odwiedzie od wykonania go, jeżeli zechcę!
— Ależ pomyśl tylko?... opuścić pensie, sama, w nocy!...
— Czemu nie?
— Ależ twoja matka!...
— Cóż moja matka?
— Pomyśl tylko, jak gniewać się będzie, gdy cię zobaczy, przybywającą tak niespodziewanie. Na jaką brutalność, na jaką wściekłość, ty się wtenczas narazisz!
— To już mnie mało obchodzi! i to mnie nie powstrzyma! — odparła żywo Helena! — Wszak mówisz, mi często, Marto, że jesteś moją przyjaciółką, czyż prawdziwą przyjaciółką.
— Spodziewam się, że o tym nie wątpisz?
— To daj mi tego dowód.
— Jaki?
— Przyrzecz mi, że zrobisz to, o co cię poproszę.
— Ależ nie wiem o co chodzi.
— Więc wahasz się?
— O! nie, nie waham się! Ty nie możesz wymagać nic złego... Uczynię, co zechcesz. O cóż ci idzie?
— Dopomóż mi do wyjścia z pensji.
— Więc obstajesz przy swoim?
— Tak. Za jaką bądź cenę dowiedzieć się chcę, co się dzieje na ulicy Anbry... To moje prawo, to mój obowiązek!...
— Przyrzekłam... Więc dotrzymam przyrzeczenia... o tyle przynajmniej, o ile to zależeć będzie ode mnie... Jakże mogę ci dopomóc?