Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/87

Ta strona została skorygowana.

— Dałby Bóg!... no, nie odrzucaj mego podarunku... Bierz i ucałuj mnie...
Opierać się dłużej Helenka nie mogła. Ucałowała serdecznie przyjaciółkę i włożyła torebkę do kieszeni.
— A teraz — ciągnęła dalej panna de Roncerny — skoro twoje postanowienie jest niezłomne, jak je wykonać...
— Wyjść z tego pokoju i dostać się do klas przez schody dla służby... to łatwo...
— Tak, ale jak wyjść z klas. One są pozamykane...
— Z zewnątrz od strony korytarza... a klucze są w zamkach, więc drzwi otworzę i znajdę się w ogrodzie.
— Tak... ale jak wyjdziesz z ogrodu... Nie możesz przecież iść do odźwiernego i powiedzieć mu, ażeby ci otworzył.
— Ha... to przelezę przez parkan...
— Ależ parkan wysoki...
— O!... ja jestem dobrą gimnastyczką... Na dworzec kolejowy Boissy-Sant-Leyle pójdę znaną mi dobrze ścieżką... Ostatni pociąg o godzinie pięć minut na dziesiątą... W godzinę później będę w Paryżu, a za półtorej przy ojcu. Będę go mogła ucałować z całej duszy i powiedzieć mu, jak go kocham.
Mówiąc to, Helena włożyła już na siebie kapelusz i płaszcz.
— Ucałuj mnie raz jeszcze, Marto — dodała — i módl się za mnie... módl się za mego biednego ojca...
Młode dziewczęta padły sobie w objęcia...

XVIII.

Doktór Reynier, którego widzieliśmy przy Jakubie Tordier, wiedział dobrze, co myśleć ma o swoim pancjencie. Oddawna znając go dobrze, obawiał się ataku galopujących suchot.