Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/88

Ta strona została skorygowana.

— Stan jego jest bardzo poważny — mówił do siebie, opuszczając dom przy ulicy Anbry — ale jestem pewny dobrych skutków lekarstwa... Wieczorem znów zajrzę do biednego Tordiera... Wiele bym dał za przedłużenie mu życia na kilka miesięcy.
Ale zamiarowi temu stanął na przeszkodzie bardzo długi szereg wizyt w ciągu dnia całego, a wieczorem wezwano go jeszcze do bardzo ciężko chorej kobiety.
Była już północ, gdy od tej pacjentki wychodził.
Po drodze jednak do domu wypadło mu iść przez ulicę Anbry.
Zatrzymał się przed domem Tordiera.
— Czy wejść do niego? — zapytał sam siebie. — Już tak późno... Garbuska i chory śpią już może... Z drugiej jednak strony... jeżeli przysyłali po mnie podczas mej nieobecności... jeżeli lekarstwo nie skutkowało?...
Tak rozmyślając, doktór podniósł głowę i spojrzał na okno drugiego piętra.
Jedno z nich było żywo oświetlone.
— Światło — szepnął pan Reynier. — Zapewne Julia Tordier czuwa przy mężu... Nie dawno musiała mu dać ostatnie krople... Wizyta doktora nigdy nie może być natrętną, gdy życie chorego może od niego zależeć. Pomimo późnej godziny zajdę, chociażby Garbuska miała się krzywić...
Furtka otwierała się sposobem, znanym doktorowi.
Nacisnął guzik, poruszający sprężynę.
Drzwi się otworzyły.
Doktór Reynier znalazł się w sieni.
Następnie wśród ciemności dostał się na schody, a po nich na drugie piętro.
Tutaj u drzwi zadzwonił.
To niespodziewane dzwonienie, rozlegające się o tak późnej porze, przejęło Garbuskę dreszczem.
Zdawało jej się, że to musi być tylko złudzenie.