Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/9

Ta strona została skorygowana.

Zbytecznym wydaje się nam powiedzieć, że w tej ludnej dzielnicy życie czynne i hałaśliwe zaczyna się od świtu, a kończy się późno w nocy.
Powozik dobrze utrzymany ale bardzo skromny, zaprzężony w konia wcale nie eleganckiego i powożony przez stangreta w ciemnej liberji, wyjechał z bulwaru Sewastopolskiego i zatrzymał się przed wspomnianym domem.
Z powozu wysiadł mężczyzna lat około pięćdziesięciu, z twarzą otwartą i poczciwą, oczyma, jaśniejącymi inteligencją, starannie wygolony, z włosami siwiejącymi i nieco przydługimi, w białym krawacie, ubrany czarno.
Z postawy i ruchów odgadnąć w nim można było od pierwszego rzutu oka albo urzędnika, albo doktora.
I rzeczywiście był to doktór.
Doktór zapuścił się w sień wąską i ciemną, gdzie rozchodził się ostry zapach wilgoci, i wszedł na pierwsze stopnie schodów, licho oświetlonych przez okienko w górze.
— Dom ten nie miał wcale odźwiernego, ale to bynajmniej nie kłopotało doktora, znającego tutejszych mieszkańców; pewnym krokiem przebył schody i zatrzymał się przed drzwiami na drugim piętrze.
Blaszka miedziana, przybita do drzewa czterema gwoździkami, nosiła nazwisko: JAKUB TORDIER.
(Tordier był właścicielem tej kamienicy).
Dom, posiadający trzy piętra, miał tylko dwa mieszkania.
Troublet, właściciel sklepu spożywczego, lokator magazynów parterowych, mieszkał na pierwszym piętrze.
Tordier zaś zajmował drugie.
Doktór zadzwonił.
Po chwili dały się słyszeć kroki wewnątrz mieszkania, drzwi się otworzyły i ukazała się w nich szczególna istota.
Była to kobieta lat około czterdziestu, mała i szczupła,