Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/90

Ta strona została skorygowana.

— Tordier umarł! — zawołał. — Cóż znowu! To niemożliwe.
— A jednak, na nieszczęście, to zupełna prawda.
Mówiąc to, jędza tarła dalej oczy, ażeby przynajmniej zaczerwienić powieki.
— Ta śmierć nagła bardzo mnie dziwi — podchwycił lekarz. — Z rana nic jej nie zapowiadało... Czy pani dała lekarstwo?
— Dałam, doktorze!...
— Sześć łyżek?...
— Tak, doktorze.
— Niech mnie pani zaprowadzi do nieboszczyka.
Garbuska poszła naprzód.
Strach ją dziwny ogarnął.
To przybycie doktora o tak późnej porze, tak niespodziewanie, to rozpoczęcie przez niego jakby śledztwa, nic dobrego jej nie wróżyło.
Gdy doktór znalazł się w znanym już nam pokoju Jakuba Tordier, gdzie tenże leżał teraz nieruchomy na łóżku, przede wszystkim zbliżył się do nieboszczyka, rozpiął mu koszulę i zaczął bacznie się wpatrywać w tę twarz, już całkiem obumarłą.
— To dziwne, to bardzo dziwne! — mówił do siebie, jak gdyby nie zważał wcale na obecność Garbuski.
Potem nagle się do niej zwrócił:
— Gdzież flaszka od lekarstwa?
I patrzył na nią wzrokiem badawczym.
Pod siłą tego spojrzenia, jakby sięgającego do głębi duszy i tam czytającego i rozpoznającego wszelkie jej tajniki, wdowa spuściła oczy.
Doktór pochwycił ją za rękę.
Dreszcz wstrząsnął całym bezkształtnym ciałem tej kobiety.
— Gdzie jest butelka? — powtórzył zapytanie.
Garbuska, jakby zamagnetyzowana, podeszła do ko-