Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/116

Ta strona została przepisana.

masz strach przed chłostą?... Czy się lękasz suchego chleba i karceru.... Nie ma już Bastylii, mój mały Gontranku, ku zamykaniu krnąbrnych synów, co nie Wracają na obiad do papy....
»Drwiny wicehrabiego zdecydowały mnie ostatecznie. Trzeba było iść przebojem lub w obec niego odegrać rolę istnego dzieciaka głupiego i bojaźliwego. Pojmiesz, że wahać się było niepodobieństwem!
»— Masz rękę! — zawołałem. — To już ułożone, że dziś razem zjemy obiad!...
»— To i dobrze....
»Przepędziliśmy rozkoszne popołudnie!... Samotność jest okropniejszą w Paryżu, niż gdziekolwiek indziej! to osamotnienie pośród tłumu, to chyba rzecz najposępniejsza na świecie. W towarzystwie wicehrabiego czas biegł formalnie....
»Po szalonej wesołości obiadku u Frères-Provençaux, la Foilade zaprowadził mnie do teatru Nouveautés, gdzie grano nie wiem już jaką okropną sztukę. Zobaczyłem Armantynę. Mój przyjaciel nic nie przesadził, nic a nic... Ta mała była zachwycającą, ale mniej ona daleko na mnie sprawiła wrażenia niż jedna z jej koleżanek, przepiękna brunetka o wielkich błękitnych cezach, która na afiszu figurowała pod nieco pretensyonalnem imieniem Formozy.
»W przeciągu pięciu minut zakochany byłem śmiertelnie. Zwierzyłem się wicehrabiemu z tego mego namiętnego zachwytu dla aktorki, a on mi odpowiedział:
»— To się może da jako urządzić. Pomówię dziś o tem z Armantyną... mam przyjść po nią skoro się skończy spektakl... Czy chcesz pójść razem z nami na kolacyę?
»Chęci towarzyszenia im nie brakło mi wcale, osądziłem wszakże, że na dziś trzeba było położyć pewną granicę moim buntowniczym zamiarom przeciw władzy ojcowskiej.
»Odrzuciłem przeto zaproszenie ku niemałemu memu zmartwieniu i podążyłem na ulicę Chaillot, naznaczywszy wicehrabiemu na dzień jutrzejszy schadzkę....
»Ojciec oczekiwał na mnie. Musiałem poddać się ścisłemu badaniu. Po drodze ułożyłem sobie był starannie całą historyjkę, wcale niezgorszą ku upozorowaniu mej nieobecności podczas obiadu. Ojciec mój uwierzył temu pretekstowi czy nie uwierzył mu. Tego już nie wiem. Odpowiedział mi tylko oschle:
»— Matka była niespokojną o ciebie... niechaj że mi się to więcej już nie ponowi... Rozumiesz?
»Pozwolił mi udać się na spoczynek, wielce zadowolnionym z powodzenia mej eskapady.
»Nazajutrz, zastałem wicehrabiego na umówionej schadzce.
»— Interesu twoje idą jak najlepiej! — zawołał, zobaczywszy mnie. — Armantyna jest serdeczną przyjaciółką Formozy.... Podejmuję się przedstawić cię jej....
»— Gdzie?
»— U niej.
»— Kiedy?...
»— Za pół godziny.
»— A więc chodźmy....
»I poprowadził mnie do ładnej blondynki. Jej koleżanka brunetka niebawem też nadeszła. W dziennem świetle jeszcze była piękniejszą, jak w oświetleniu teatralnych kinkietów... blansz i niż pozostawiły, całkowicie nieskażoną świeżość płci jej aksamitnej.
»— Moja droga, — przemówiła do niej Armantyna, — przedstawiam ci wicehrabiego de Presles, syna zgrzybiałego ojca, którego majątek jest nieobliczonym....
»La Foilade i Formoza poczęli się śmiać.
»Armantyna ciągnęła dalej:
»— Młody ten panicz, który, jak widzisz, niezgorszej przypomina cherubinka z »Wesela Figara«, kiedy tę rolę gra ładna kobieta, tknięty jest twemi wdziękami i zamierza żądać pozwolenia kochania się w tobie.... Uroszczenie to nie wydaje mi się bynajmniej oburzającem, ale wreszcie ciebie to tylko obchodzić może. Ty przeto tylko możesz mu dać odpowiedź...
»Formoza uśmiechnęła się do mnie, ukazując koniuszki ślicznych swych ząbków i odpowiedziała: A mój Boże, panie wicehrabio, kochaj mnie, ile ci się tylko podoba, nie myślę ci stawiać przeszkód....
»— Ale ty, pani, — spytałem gwałtownie, ujmując jej rękę, której mi nie usunęła, — czy będziez kochać mnie również?...
»— Kto to wie?... — szepnęła, rzucając mi spojrzenie palęce jak płomień... — Pan kochaj mnie tylko dalej.... Alboż nie wiesz, iż utrzymują, że miłość] jest zaraźliwą....
»Odpowiedź ta była wielce znaczącą. I miałem już jak Cezar zawołać: — przyszedłem, spojrzałem i zwyciężyłem!... Jednakże tryumf mój nie postępował tak szybko, jak to sądziłem zrazu. Formoza wyznawała mi chętnie, że miała dla mnie bardzo wiele szczerego uczucia, ale cnotę swą wciąż zbroiła w szańca wszelkiego rodzaju. Ilekroć zrobiłem wyłom w jednych murach stawałem Wobec nowych, jeszcze silniejszych jeszcze lepiej ufortyfikowanych i gorliwiej broniony niż poprzednio....
»Poskarżyłem się na to przed moim przyjacielem la Foilade, który dał mi radę zadokumentowania moich uczuć jakiemi podarkami.
»Rada była dobrą ale trudną do wykonania.