Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/117

Ta strona została przepisana.

»— Jakże u dyabła chcesz, abym to zrobił? — zawołałem. — Czy to sposób robić teatralnej królowej prezenta, kiedy się ma jak ja dwadzieścia luidorów w kieszeni?
»— Czy to tylko cię kłopocze?...
»— Zdaje mi się, że to wystarczająco kłopotliwe....
»— Głupstwo!... Ja cię z tego kłopotu wybawię...
»— Czyżbyś mi mógł pożyczyć, przypadkiem?...
»— Mój drogi Gontranie, wiesz dobrze, że nie jestem bogatym.... Nie, pożyczyć ci pieniędzy nie mogę... nieszczęściem! ale mam źródło....
»— Jakież to?
»— Przedewszystkiem powiedz mi, czy twój ojciec stoi w jakich stosunkach z którym z paryzkich bankierów?...
»— Owszem.
»— Jakże się ten bankier nazywa?
»— Jakób Lafitte.
»— Wybornie.
»— Czy wypadkiem może sądzisz, że ten pan Lafitte zechce mi pożyczyć pieniędzy?... Bankier w Tulonie mi odmówił.... Pomyślno, że jestem jeszcze małoletni.
»— Nie chodzi tu o pożyczkę, ale po prostu tylko o pewne wyjaśnienia co do fortuny hrabiego Presles... Odchodzę.... Idę się zająć twym interesem. Bądź jutro punkt o drugiej w Palais Royal, w galeryi oszklonej. Prawdopodobnie przyniosę ci dobre wiadomości.
«Nazajutrz La Follade dotrzymał słowa. Zaprowadził mnie do jakiegoś znajomego sobie jubilera, który prawdopodobnie zbudowany stanem majątkowym mego papy ofiarował się sprzedać mi za jakieś dziesięć tysięcy franków bransolet, pierścionków, łańcuchów i t. p.... i zadowalnił się memi kwitami, płatnemi za sześć miesięcy.
»— Wiem doskonale, że pan hrabia jest małoletnim, — rzekł on mi, owijając klejnoty — i że te kwity pańskie absolutnie nic nie znaczą... ale na to, by mi nie zapłacić, trzebaby przeprowadzić proces, a kiedy ktoś się nazywa hrabią Presles, nie będzie niezawodnie bezcześcił podpisu swego syna....
«Opuściliśmy magazyn jubilera.... Kieszenie moje pełne były ekranów i pudełek.
»— Cóż teraz zrobisz z tem wszystkiem? — spytał mnie La Follade.
»— Toż wiesz dobrze, dam te klejnoty Formozie.
»— Ależ straciłeś głowę! — zawołał mój przyjaciel.
«— Nic o tem nie wiem! idę zresztą przecież za radą, udzieloną mi przez ciebie.
»— Radziłem ci zrobić jej prezent, to prawda, ależ nie prezent takiej wartości.... Wybierz sobie z tego całego kramu łańcuch i ze dwie bransolety... to wystarczy dla naszej księżniczki....
»— A cóż chcesz, abym zrobił z resztą?... Czyż to ja mogę nosić bransolety!...
»— A oczywiście! — odpowiedział mi wicehrabia, jeśli nie nosić to zanieść możesz je... do Lombardu... A to ci da pieniądze.
»— Wyborna myśl! ale, aby coś oddać wicehrabia do Lombardu, czyż nie potrzeba jakichś dokumentów, papierów, paszportu, a ja tego wszystkiego nie mam?...