Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/12

Ta strona została przepisana.

można zgadnąć, że kradzież lub morderstwo ma być spełnione w tem lub innem miejscu....
— Doskonale wyrozumowane, panie Jerzy... — Pozwól pan jednak powiedzieć sobie, że mniej jest powodów do niepokojenia się, aniżeli zdaje się pan przypuszczać....
— Jakim sposobem?...
— Powszechnie sądzą, i takiem jest i moje własne przekonanie, że tych pięciu zbiegłych galerników nie ma ani w mieście, ani w okolicy...
— Gdzieżby więc się podzieli?
— Na pełnem morzu, w statku, który im dał schronienie i którego majtkowie niewątpliwie byli z nimi w porozumieniu...
— Być to może Loustalocie, ale pytam się ciebie, coby u dyabła robili na pełnem morzu?
— Prawdopodobnie oczekują nocy, aby wylądować na jakim odludnem miejscu brzegu, co najmniej o pięć lub sześć mil, zkąd,... W interesie ich leży, aby nie być natychmiast napowrót schwytanym, oddalić się od Tulonu jak tylko można najprędzej.
— Być może masz słuszność Loustalocie... — jesteś rozsądnym człowiekiem.
— Pan Jerzy pochlebia mi!...
— Nie. na honor... — mówię to co myślę... — Pragnę abyś się nie mylił, — jeżeli ci bandyci zbiegli, aby więcej tu nie powrócić, lub przynajmniej po wrócić w kajdanach na nogach i rękach, — szczęślwej drogi!
— Pan Jerzy nie ma nic więcej mi do rozkazania?
— Nic więcej... — Ale, każ mi podać kawy, i przyślij rachunek....
— Czy pan Jerzy powraca dziś wieczór do willi?
— Koniecznie... — Moi ludzie, których tam zostawiłem, słyszeli zapewne pięć alarmowych wystrzałów... — jeśli bym nie powrócił na noc, wyobrażaliby sobie, że zostałem zamordowany na drodze, a zresztą umieraliby ze strachu i na własny rachunek.... A przytem mam w willi dość wielką liczbę, przedmiotów pewnej wartości, nad któremi chcę sam czuwać...
— Ale przynajmniej pan Jerzy, nie pojedzie sam? Noc właśnie się zapada, — i rozsądek....
— Bądź spokojnym Loustalocie... mój kamerdyner Dominik towarzyszy mi.... Jest to stary żołnierz, — zuch z którym nie łatwo by sobie poradzili....
Loustalot oddalił się, aby przysłać młodemu człowiekowi, którego jak słyszeliśmy nazywał panem Jerzym, kawę zażądaną, którą mu wkrótce przyniesiono w porcelanowej białej filiżance ze złotemi prążkami.
Porucznik zamiast czytać National, gniótł go w ręku z roztargnieniem, przysłuchując się z pewnem zainteresowaniem poprzedniej rozmowie. — Od kilku godzin o niczem innem nie słyszał jak tylko o zbiegłych galernikach, i obecność w te okolicy tych pięciu szatanów urwanych z łańcucha, sprawiała mu wzruszającą ciekawość, podobną do tej jakie; doświadcza uważny widz przysłuchujący się pierwszym scenom porywającego dramatu, tajemnicza ekspozrycya którego, obiecuje wiele rozmaitości i wzruszeń.
Być może zresztą, zainteresowanie się jakie obudzało w nim wszystko co się tyczyło, ucieczki galerników, było rodzajem przeczucia gdyż ta ucieczka — rzecz dziwna! — miała — jak to wkrótce zobaczymy — straszny wywrzeć wpływ, choć nie bezpośredni, na całe jego życie.
Obiad jego miał się ku końcowi, zawołał garsona i zapytał go:
— Czy nie wiesz czasem, gdziebym mógł wynająć konia?
— Wiem panie, bardzo dobrze... Maneż znajduje się o dwieście kroków ztąd, i można tam dostać wybornych koni na przejażdżkę....
— Bądź tak grzeczny i poślij do maneżu uprzedzić, ażebym miał do mego rozporządzenia na pół godziny konia osiodłanego i okiełznanego?
— Natychmiast panie
— Słowo jeszcze, proszę cię... czy mógłbyś mi wskazać drogę, do willi Labardès?
— Ah! panie, co do tego to nie... — nie jestem z Talonu:... ale oto gospodarz, który będzie mógł pana z pewnością objaśnić.
Loustalot słysząc, że o nim mowa, zbliżył się.
Porucznik powtórzył pytanie.
— Willa pana barona Antydesa de Labardès? rzekł restaurator, drapiąc się palcem w czoło. — Tak jest panie, słyszałem o niej.... — Wiem, że leży on o półtory mili ztąd, lub coś koło tego... lecz nie mogę pana objaśnić w której to stronie....
— Otóż to wiadomości nie grzeszące dokładnością! rzekł oficer uśmiechając się.
— W tej chwili młody człowiek o jasnych włosach, którego nazywać będziemy Jerzym, zabrał głos.
— Panie, — rzekł do porucznika, przebacz mi że zadam mu jedno pytanie, nie mając zaszczytu być mu znanym....
— Czy masz pan zamiar udać się dziś jeszcze do willi Labardês?...
— Tak jest panie, taki jest mój zamiar....
— Noc już zapada, i niewątpliwie zabłądzisz pan ze dwanaście razy, zanim tam przy będziesz, chyba jeżeli weźmiesz pan przewodnika.