Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/130

Ta strona została przepisana.

potrzeby boczyć się na mnie, nie skłamałeś bynajmniej.... Poręczając za mnie memu ojcu honorem, że nie powrócę do przeszłości, mówiłeś jak najliteralniejszą tylko prawdę. To jasne jak dzień, że nie powrócę przecież spędzić na nowo tygodnia w Saint-Germain z moją przyjaciółeczką Formozą... niemniej jasnem i niezbicie pewnem jest to, że nie myślę uciekać znów z Bastylii papy Génin.... Widzisz przeto, że obydwaj mamy racyę i że twoje poręczenie za mnie nie było bynajmniej aktem lekkomyślności lub niezastanowienia.... No i cóż, mój Jerzy, czyś nie kontent!
Prowansalczyk dwukrotnie ręką przesunął po czole, jakby zeń chciał zwiać chmurę co na niem zawisła.
— Okropne dziecko, — wymówił wreszcie, — mam nadzieję, że jednak później nadejdzie dla ciebie godzina rozsądku... dziś, niestety, nie nadeszła ona jaszcze....
Gontran zanucił półgłosem:

Jeśli jest czas na szaleństwa
Być też musi i na rozsądek!...

Urywek z operetki, zapożyczony ze skarbu muzykalnej wiedzy panny Formozy.
— Tymczasem, zanim on nadejdzie, — przerwał Jerzy, — chodźmy na obiad!
— Brawo! — odpowiedział Gontran — pójdziem rozprawić się z twojem Porto! To mi przyjemna rozmówka i niech mnie dyabli wezwą, jeśli ciebie nie znudziłaby pierwej rozmowa z moją siostrzyczką Dianną, niż mnie sam na sam z tem milutkiem winkiem!
W dwie godziny później, mimo wyjątkowej i niepojęcie niemal mocnej głowy, Gontran kompletnie był pijanym i trzeba go było zanieść do przeznaczonego dlań pokoju, rozebrać i położyć na łóżku, bo sam nie był w stanie tego już uczynić.
Trzeba przyznać co prawda, że przy obiedzie, chcąc dać dowód bezrozumnej brawury, która u niego z dniem każdym bardziej przechodziła w nałóg, wypił odrazu prawie całą butelkę Porto.
Ten wybryk, który innego byłby niezawodnie przyprawił o chorobę, u niego objawił się tylko upojeniem, z którego nazajutrz rano nie pozostało już ani śladu.
— Niestety! — westchnął Jerzy smutnie, patrząc na twarz młodego chłopca, bledszą od poduszek, na których spoczywała, — lękam się strasznie, że w nim już wszystko zamarło i duch i serce... a trupa nikt nie uleczy....
Począwszy od dnia zastępnego, Gontran rozpoczął życie, dowodzące, jak mało można było liczyć na niego i jakiem niepodobieństwem było zachować co do niego najmniejsze złudzenia.
Wszystkie związki i znajomości, przynoszące wstyd, które wyrzucał mu generał z taką goryczą w dzień balu w willi Salbert, podjął on teraz na nowo, wraz z chwilą pierwszej swej wycieczki do Tulonu.
Trzy ćwierci dnia spędzał on zawsze w knajpach i innych gorszych jeszcze miejscach, pośród najohydniejszego towarzystwa, jakie sobie wyobrazić można.
Trzeciego dnia nie powrócił na czas na obiad.
Czwartego nie nocował już w domu.
Jerzy spróbował zrobić mu parę uwag przyjacielskich i usiłował dać mu do zrozumienia, że skoro wziął przed jego ojcem na siebie odpowiedzialność za jego postępowanie, obowiązany jest czuwać nad nim.
Gontran przyjął te wyrazy drwiącym uśmiechem i odpowiedział mu:
— Mój drogi, jeśli zasady twoje nie dozwalają ci nadal udzielać gościnności takiemu nicponiowi jak ja, powiedz to otwarcie, acz z żalem opuszczę cię, osiedlę się w Tulonie i pozostanę tam do czasu powrotu mojej rodziny....
Jerzy nie mógł zgodzić się na odjazd młodego chłopca. Spuścił głowę, umilkł i nie próbował już przeszkadzać biegowi rzeczy, mówiąc sobie w duszy:
— A! gdybym nie kochał Dianny, jakże z całego serca wypędziłbym z mego domu tego niegodziwego smarkacza!... Biedni rodzice, jakże ich żałuję!...
Pod koniec tygodnia, szeroka koperta, opatrzona pocztowym stemplem Paryża i pieczęcią o herbach rodu Presles, oddaną została w willi.
Powtórzyliśmy list Jerzego, winniśmy przeto powtórzyć tu i odpowiedź generała.
Odpowiedź ta brzmiała następnie:

»Mój młody i wielce mi miły przyjacielu!

»Dzięki naprzód, dzięki z całego serca, żeś położył koniec naszemu niepokojowi Od czasu ucieczki tego nieszczęsnego chłopca, żyliśmy w bezustannej trwodze... lękaliśmy się rzeczy najokropniejszych, najbardziej niepowetowanego ze wszystkich nieszczęść. Dzięki Bogu i dzięki Tobie, nie potrzebujemy drżeć już przynajmniej o życie naszego syna, który dotychczas nie przyniósł nam nic innego jeszcze nad zmartwienia i zgryzoty, a którego mimo to jednak kochamy tak, jak gdyby zasługiwał na nasze uczucia....
«Jakimż sposobem wyrazić ci będziem mogli kiedykolwiek wdzięczność naszą nieskończoną za to, co obecnie czynisz dla niego?... Muszę się wyrzec tego, istnieją bowiem uczucia, których głębi język ludzki nie zdoła oddać nigdy....
»Przyjmuję z radością, jaką odczuć tylko mogę w tej mojej boleści, schronienie, które łaskawie ofiarujesz zbiegowi w twym domu.... O! tak: stań się jego towarzyszem, bądź jego doradzcą i przewodnikiem i oby Bóg dał, by on szedł za twym głosem....
»Masz pan, jak mi powiadasz, to przeświadczenie, że natura Gontrana nie jest ani istotnie złą ani z gruntu przewrotną i sądzisz, że nie należy przypi-