Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/132

Ta strona została przepisana.

mał zamki i ukradł mu milion, wszakże miałbym prawo skarżyć się na niego i krzyczeć, nieprawdaż?...
— No, nie ma wątpienia, — odparł Jerzy.
— A więc ta nieszczęsna dziewczyna, ta przeklęta i znienawidzona co się urodziła a którą ja, nie przystanę nigdy na to, bym miał nazywać moją siostrą, jestże ona czem innem dla mnie jak obcą tak samo, a skoro przychodzi mi zabrać trzecią część majątku, cóż robi innego, jeśli nie kradnie?... Co mi możesz odpowiedzieć na to?...
— Nic. Cóż chcesz, abym odpowiedział człowiekowi, który zaprzecza istnieniu rodziny i wypiera się węzłów krwi?
— Węzłów krwi, mój kochany Jerzy! Frazesy! frazesy i nic więcej! Tobie do licha to łatwe i wygodne gadać tak, tobie, co jesteś jedynakiem. Ale chciałbym ja widzieć jaką zrobiłbyś minę, gdyby tak pewnego dnia przyszedł ci kto powiedzieć, że ci spadł z nieba brat lub siostra, dotychczas nieznani tobie....
— Ten dzień, kochane moje dziecko, uważałbym za najpiększejszy dzień mego życia....
— Albo nie mówisz tego co myślisz, albo też jesteś wyjątkiem w porządku ludzkich stworzeń!...
— Mówię co myślę a na szczęście nie ja to jestem wyjątkiem ale ty!...
Rozprawy tego rodzaju ponawiały się niemal codziennie. Łatwo pojąć, że ich nie będziem przekazywać potomności... dość to już, kto wie nawet czy nie za wiele, żeśmy przytoczyli tu jedną z nich.
Zima cała przeszła.
W końcu kwietnia generał zapowiedział swój powrót na dzień następny i oznaczył godzinę przybycia.
Miał więc Jerzy napowrót zobaczyć znów Diannę. Radość promieniała mu z oczu i z czoła.
— Mój kochany Gontranie, — powiedział do chłopca, — wiem jak mało słuchasz rad moich i wiem również, że najlepszym sposobem odwrócenia cię od czego, jest zachęcanie cię do zrobienia tego. Jednakże błagam cię, błagam cię w imię mojej dla ciebie serdeczności, w imię życzliwości, której niepodobieństwem jest abyś nie czuł dla mnie, pozwól wierzyć twej rodzinie, żem ja nie skłamał twierdząc o odmianie zaszłej w twych pojęciach i sposobie postępowania.... Nie odsłaniajże oczu twemu ojcu, który nie pojmując mojej dla ciebie słabości uważałby mnie za twego wspólnika.... Pomyśl, żem ja za ciebie ręczył i że prosząc ojca aby ci przebaczył i zapomniał, dałem słowo, że cię uznaję godnym tego przebaczenia... Pomyśl nakoniec, że byłeś mi powierzony i że generał miał prawo liczyć na moje przyrzeczenie, iż czuwać będę nad tobą.... Ja robiłem co mogłem, ty to wiesz i sumienie moje nic mi nie wyrzuca.... Ale byłem bezsilnym zupełnie i tę to bezsilność moją proszę cię, byś ukrył przed twym ojcem....
— Mój kochany Jerzy, — odpowiedział chłopak z miną nieco ironiczną, — nabądźże wreszcie zwyczaju wyrażania twej myśli jasno, prosto i szczerze..... Ja przetłómaczę na język zwyczajny tę mówkę, którą tu miałeś do mnie przed chwilą.... Wiesz coś powiedział, a oto co obciąłeś powiedzieć: »Mój Gontranku, wiesz, że jestem okropnie zakochany w twojej siostrze.... W otrzymaniu jej ręki liczę bardzo na wdzięczność, którą pozyskały mi starania moje, uwieńczone zupełnem powodzeniem około sprowadzenia ciebie na kwieciste ścieżki cnoty. Jeżeli ty mi nie przyjdziesz w pomoc budującem zachowaniem, jeśli odkryją, żeś ty szalał tu przez całą zimę i że zamiast przyrzeczonego jagnięcia wilka przyczajonego zastają, wtedy żegnaj wdzięczności, a co za tem idzie, żegnaj małżeństwo....« Czyliż nie tak mój drogi przyjacielu i czyż nie jestem wiernym i sumiennym tłómaczem?...
— A gdyby i tak było, — spytał Jerzy z niejaką goryczą, — czy miałbyś prawo wyrzucać mi uczucie, o którem mówisz?...
— O! ani trochę! Chodziło mi poprostu tylko o skonstatowanie przenikliwości mego umysłu. Teraz, kiedy już się rozumiemy może będziem mogli się pogodzić.... Zależeć to będzie tylko wyłącznie od ciebie....
— Nie rozumiem cię....
— Bądź spokojny, ja się wytłómaczę. Czegóż żądasz odemnie?... Abym grał rolę, najgorszą rolę z mego repertuaru, rolę w najnudniejszej i najbardziej męczącej ze wszystkich komedyi, komedyi powrotu na drogę cnoty i posłuszeństwa. Dla ciebie mój Jerzy, wszystkobym zrobił; jeśli wszakże miałbym zadawać sobie tyle trudu, niechciałbym aby to miało być na darmo. Posłuchajże przeto jednego punktu moich wyznań: Przed dwoma przeszło miesiącami grałem w Tulonie, przegrałem, a że nie miałem dosyć pieniędzy na opłacenie mej przegranej, wystawiłem moim partnerom obligi z terminem trzymiesięcznym.... Rozumiesz wybornie, że jeżeli przed upływem dwu tygodni nie wycofam tych biletów, zgłoszą się po ich wypłatę do zamku Presles... przedłożą je memu ojcu i jeden fakt ten zwali całą naszą komedyę.... Lepiej więc jej nie rozpoczynać niż pozwolić na to aby się zawaliła i zakończyła tak okropnie... Powiedz mi tak szczerze, z ręką na sercu, mój Jerzy, czy i ty tak sądzisz?