Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/150

Ta strona została przepisana.

nieme, ale wzrok za to pytał hrabinę z niewypowiedzianą wymową.
Pani de Presles osiadła na brzegu łóżka córki. Ujęła w dłonie głowę Dyanny i okryła pocałunkami jej oczy i włosy.
— Droga, ukochana moja córko, — ozwała się następnie, — nie myliłam się, przepowiadając ci szczęście. Bądźże teraz szczęśliwy, szczęśliwy w całej pełni... bez wszelkiej myśli, coby ci to szczęście zatruć mogło, bez wyrzutów sumienia, żalu, bez obawy... możesz nią bowiem być teraz....
— Co!... — zawołała Dyanna, drżąca ze wzruszenia, — col... Jerzy kocha mnie jeszcze... chce mnie jeszcze wziąść za żonę?
— Kocha cię więcej niż kiedykolwiek!... Jedyną jego ambicją, najgorętszem pragnieniem jest dojście do tego szczęścia....
— A przecież, czytał?...
— Tak... — odpowiedziała hrabina głosem, któremu usiłowała nadać brzmienie pewności.
— Do końca?
— Tak, do końca.
— A przez czas tego czytania, tyś patrzała na niego, moja matko?...
— Bez wątpienia...
— I co widziałaś na jego twarzy?
— To, co byłabym mogła zobaczyć w jego sercu... boleść i litość...
— Ale ani nienawiści, ani pogardy?
— Ni jednego ni drugiego, moje dziecko... nic nad głębokie współczucie dla twych cierpień niezasłużonych....
— Poprzysięgasz mi to, matko?...
— Przysięgam....
— A skoro to okropne czytanie się skończyło... kiedy już wiedział całą prawdę, co powiedział wówczas?...
— Powiedział to, kochana córko...: — »Niechaj przeszłość będzie snem przykrym, niczem więcej!... niechaj Dyanna usiłuje o niej zapomnieć, jak ja zapominam.... Nigdy żadne wymówione przezemnie słowo nie otworzy ran jej na świeżo... Niechajże żadne z jej strony słowo nie zmusi mnie do przypomnienia sobie o tem, co w tej godzinie zaciera się w duszy mojej i płonie w ogniu miłości, jak się zacierają i płoną te wiersze, które trawi płomień«. — Kiedy to mówił podpalił list twój, który zamienił się w popiół.
Następnie dodał jeszcze:
»— Teraz wszystko skończone, nic już nie wiem nad to... że kocham Dyannę stokroć więcej niż moje życie i że w niej jest radość moja, moje szczęście, moja przyszłość....«
Zaledwie pani Presles słów tych domówiła, kiedy młoda dziewczyna zerwała się już z łóżka i zawołała rozpromieniona, upojona, szczęśliwa:
— Ot matko moja! jakżeś ty znała dobrze to szlachetne serce! Kiedy ja powątpiewałam, tyś ani na chwilę nie utraciła twej wiary w niego! Ocaliłaś mnie, matko moja! dwukrotnie winną ci jestem życie! Na kolana więc! i dziękujmy Bogu!
Modlitwa Dyanny, wylew jej wdzięczności dla Wszechmiłosiernego, niby wonny dym kadzideł, uniosła się w niebo.
Kiedy powstała, łzy spływały jeszcze po jej policzkach; ale tym razem były to łzy radości.
— Moje dziecko, — powiedziała jej wówczas pani de Presles, — posłuchaj mnie; jeśli chcesz by szczęście Jerzego i twoje było trwałem i aby żadna chmurka nie zaciemniła horyzontu waszej miłości, postępuj wedle rady, którą ci dziś udzielę: — Te słowa twego narzeczonego: — Niechaj nigdy ani jednem słowem nie próbuje przywieść mi na pamięć tego, co w tej chwili zaciera się całkowicie w mojem umyśle«, winny dla ciebie być regułą nietykalną twego postępowania... Jerzy chce zapomnieć o wszystkiem i zdoła zapomnieć, ale na to potrzeba, abyś ty sama utraciła zupełnie pamięć twego nieszczęścia.... Zrozum mnie dobrze: — Jeśli chcesz zapewnić mężowi twemu spokój, zamknij w najtajniejszej głębi twego serca twą wdzięczność dla niego i niechaj nic zgoła, ni to słowo, ni spojrzenie, nigdy mu jej nie okaże.... Ta wdzięczność raziłaby go niezawodnie. Jerzy cierpiałby czując, że go uważasz za bohatera, kiedy po prostu jest on tylko szczerze zakochanym. Sądzi on, że nie czyni żadnej dla ciebie ofiary, ponieważ dla niego po za tobą nie istnieje szczęście... Staraj się przeto nakazać spokój twej twarzy, twemu zachowaniu, głosowi, skoro będziecie jedno w obecności drugiego.... Rumieniec, pomieszanie, łzy, wszystkiego tego unikać ci trzeba.... Trzeba nakoniec, abyś dla Jerzego była tem, czem byłabyś, gdyby zbrodnia, którą opłakujemy, nie była miała miejsca.... Czy uczynisz to, moje dziecko?
— Starać się będę przynajmniej....
— Trzeba coś więcej niż starać się... trzeba przyrzec, że ci się to uda.... Pomyśl, że wszystko, o co cię proszę, to dla niego.
— Ta myśl doda mi siły, potrzebnej do zwalczenia samej siebie, odniesienia nad sobą zwycięstwa i zostania taką, jaką żądasz mnie mieć, matko....
— Skoro raz przeminą pierwsze chwile, zadanie to wyda ci się łatwem.... Dyanna spuściła oczy i spytała ze wzruszeniem.
— A Blanka?...
— Nic się nie zmieni, nic nie może się zmienić w jej stosunkach.... Blanka jest moją córką i moją córką pozostanie... aż do chwili, póki ja jestem z wami na ziemi.... Wówczas dopiero ty mnie zastąpisz i zostaniesz jej matką....
Dyannie wydarło się z piersi ciche westchnienie.