Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/151

Ta strona została przepisana.

W miesiąc później, w kaplicy zamkowej Jerzy Herbert i Dyanna de Presles, otrzymywali błogosławieństwo kościoła z rąk arcybiskupa z Bordeaux, dość blizkiego krewnego generała, a cała arystokracya prowincyi brała udział w uroczystościach zaślubin tej pięknej pary, która wedle zdania ogółu stworzoną była dla siebie wzajem i przeto nie mogła w przyszłości nie być szczęśliwą.
Jedyny smutek tylko mącił Jerzemu harmonię tego wesela tak zupełnego: była to nieobecność Marcelego de Labardès, który bardzo cierpiący, skutkiem ran odebranych, bawił w tej chwili u wód w odległych stronach Francyi.
Życie młodego małżeństwa uregulowanem zostało w ten sposób, że zimę mieli spędzać zawsze razem z generałem i jego żoną w wspaniałym pałacu w Marsylii, należącym do rodziny Presles... lato zaś miało dzielić między zamkiem Presles a willą.


∗             ∗

Doszliśmy przeto do miejsca, które służy niejako za antrakt między prologiem naszej opowieści a samymże dramatem.
Do tego dodać nam należy tylko kilka słów jeszcze.
Gontran, coraz więcej ulegający wpływom swych złych namiętności a przedewszystkiem wpływom złego towarzystwa, w które popadł i bez którego nie mógł się już obejść, popadł w okropne długi lichwiarskie, z których niektóre zagrażały nawet jego honorowi.
Wtedy to generał zdobył się na krok stanowczy i postanowił nakoniec okazać się nieubłaganym w przeprowadzeniu takowego.
— Syn, który plami moje imię, nie może zachować miejsca swego ani w sercu mojem, ani w moim domu! — powiedział on do Gontrana.... — Zamykam przed tobą oboje! Jedyny tylko jeszcze pozostaje dla ciebie sposób odzyskania tego miejsca. Masz lat ośmnaście, zaciągnij się do wojska. Zostań żołnierzem, staraj się uszanować mundur, który będziesz miał honor nosić. Zatrzyj przyszłością nieskalwną opłakaną twą przeszłość, a wtedy, ale tylko wtedy napowrót mogę dla ciebie stać się tem czem byłem....
Gontran przerażony tą perspektywą, która się otwierała przed nim, a w którą nie mógł uwierzyć dotąd nigdy, płakał, błagał, padał przed ojcem na kolana, tysiączne czynił mu obietnice i przysięgi.
Pan de Presles zbyt często był dawniej wyprowadzanym w pole tak czynionemi obietnicami, by im mógł ufać teraz. Wysłuchał wszystkiego spokojnie, a potem wzruszył tylko pogardliwie ramionami.
Gontran nie uważał się przecież za pobitego i popróbował użyć swego wpływu na matkę, której słabość dla siebie znał dokładnie.
I w istocie udało mu się bez wielkiego trudu rozczulić ją... Przekonał ją, że żal jego był szczerym i że można zaufać pięknym jego postanowieniom... nakoniec dokonał tego, że stanęła po jego stronie, zyskał w niej gorliwego sprzymierzeńca, który na jego prośby podjął się przemówić za nim do ojca.
Hrabina broniła złej sprawy młodego chłopaka z całą wymową swego macierzyńskiego serca i swego przekonania.
Postanowienie generała, jak to powiedzieliśmy, było niezłomne. Wzruszony był łzami żony i przykrością, którą miał jej sprawić; ale nie odmienił nic w tem co postanowił i odpowiedział pani Presles:
— Nie obstawaj przy twej prośbie, moja droga i nie nakłaniaj mnie do zmienienia mej decyzyi, ho nakłaniałabyś nadaremnie! Nie przychylę się do próśb twoich, bo to byłoby nienaprawionem dla nas nieszczęściem, bo wreszcie zmuszoną byłabyś przez całe dalsze twe życie przeklinać dzień ten, w którym uległem twym prośbom.... Gontran wyjedzie. To i tak zbyt łagodna dla niego kara!... i oby Bóg dał, żebym sobie nie musiał wyrzucać, że zbyt długo karę zwlekałem!... Bezpotrzebnem było starać się zwalczać dłużej postanowienie tak stanowcze i wyrażone w ten sposób.
Hrabina nie nastawała dłużej i Gontran rad nie rad zdecydował się, powiadając sobie, że przecież życie pułkowe miało swoje dobre strony.
W głębi zaś duszy dodał:
— Zresztą ojciec jest stary... kto wie, czy długo będę potrzebował czekać na tc, by zostać swobodnym i bogatym?...
Jeden z krewnych pana de Presles dowodził pułkiem ułanów, do niego wysłano Gontrana i generał nie omieszkał napisać do swego krewnego długiego listu, w którym prosił go, aby strzegł jego syna przed jego złemi instynktami i smutnemi nawyknieniami.
W kilka dni później, nasz młody utracyusz przybył do pułku, stojącego załogą w Maubeuge. Wypieszczonemi rękoma czyścił sobie konia, wyrzucał gnój ze stajen i zamiatał dziedzińce koszar lub bez najmniejszego zapału przysłuchiwał się wykładowi pierwszych zasad szkoły kawaleryi, których udzielał mu podoficer, o niezbyt arystokratycznych formach.
Wuj jego, pułkownik traktował go zresztą z wielką życzliwością; chcąc wszakże zastosować się do instrukcyi pana de Presles, wydał rozkaz formalny, aby Gontrana nie zwolniono z żadnej roboty, która życie prostego żołnierza czyni tak nieponętnem.
Trzeba dodać jeszcze, że młodzieniec nie był jeszcze i dwóch tygodni w pułku, a już zapoznał się z policyjnym aresztem i że wybrał sobie koleżeńskie stosunki z pomiędzy najgorszych żołnierzy, zwolenników szynku i awantur nocnych.