Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/154

Ta strona została przepisana.

zał się na jej twarzy... wydała długie westchnienie i wysuwając się z ramion męża, który daremnie usiłował ją podtrzymać, padła na wznak zemdlona.
Nie próbujemy nawet opisywać tu przerażenia generała.
Był to rozdzierający widok, jak ten starzec jęcząc i płacząc jak dziecko, silił się podnieść z ziemi i unieść w ramionach bezwładne ciało ukochanej swej małżonki. Ale już w zamku wszczął się popłoch... zbiegła się służba. Odniesiono panią Presles do jej pokoju, gdzie ją złożono na łóżku.
Generał wtedy dopiero odzyskał nieco krwi zimnej, potrzebnej do wydania rozkazów.
— Niechaj natychmiast dwóch siada na koń. — rzekł, — niechaj jadą po córkę i sprowadzą coprędzej lekarza....
Jeden ze służących co koń wyskoczy podążył do willi Jerzego Herbert... drugi zwrócił się ku najbliższemu miasteczku, odległemu o pół godziny drogi zaledwie od zamku.
Pierwszy z tych lokai, zawiadomiwszy Dyannę i jej męża, siadł napowrót na koń i podążył do Tulonu, po znakomitszych lekarzy, niż wezwany w pierwszej chwili prowincjonalny eskulap.
Ten zaś w chwili gdy przybył Jerzy z żoną, puścił był chorej już krew, mimo to wszakże nie odzyskała ona dotąd przytomności.


∗             ∗

Zemdlenie owo hrabiny było pierwszym objawem choroby szybkiej a śmiertelnej, wobec której ludzka wiedza miała okazać się bezsilną.
Krótka dyagnoza wystarczyła lekarzom tulońskim do zdecydowania, że pani de Presles skazaną była na śmierć nieodwołalnie i że natychmiastowe starania osiągnąć mogą conajwyżej tylko odwłokę ostatniej jej chwili o jakieś dni kilka.


XVII.
WYZNANIE.

Choroba pani Presles trwała już od pięciu dni i od pięciu dni też Dyanna nie opuszczała łóżka matki ani na chwilę. Daremnie generał i Jerzy błagali ją, aby odpoczęła bodaj przez chwilę i oszczędzała sił swych, nadwątlonych tak długiem czuwaniem, ani jeden ani drugi nie zdołali wymódz na niej, by na jedną chwilę opuściła pokój, w którym dogorywała jej matka.
Po owem pierwszem zemdleniu, nastąpiła gorączka z napadami maligny, następującymi bezprzestannie po sobie niemal.
Konająca nie poznawała nikogo a lekarze spodziewali się nawet, że skończy lada godzinę, nie odzyskawszy ani na chwilę przytomność..
Mylili się jednak.
Pod koniec piątego dnia, po napadzie gorączki, silniejszym jeszcze niż dotychczasowe, pani de Presles popadła w sen ciężki.
Lekarze zapytywali się wzajem:
— Kto to wie czy się już przebudzi? i odpowiadali sobie kolejno wstrząśnieniam głowy, nie wróżącem nic dobrego.
Przewidywania ich nie miały się ziścić.
Hrabina poruszyła się zlekka... wszyscy otoczyli jej łóżko coprędzej... uniosła nieco powieki a w jej oczach nadmiernie rozszerzonych widocznym, był spokój i zupełna przytomność umysłu Spróbowała zmienić pozycyę i wesprzeć się na łokciu; ale niezdołała tego dokonać.
Dyanna i generał odgadnęli jaką to pragnęła przybrać pozycyę i nadali ją jej, obkładając dokoła poduszkami. Usiłowała uśmiechnąć się do nich na podziękowanie.
Patrząc na tę twarz, na której pięciodniowa choroba pozostawiła zaledwie ślady dawnej piękności tak wielkiej, Dyanna nie mogła powstrzymać się od łez. Generał przybity boleścią, zgnębiony całkowicie, ukrył twarz w obu dłoniach.
Pani Presles poruszyła ustami.
Mówiła ale tak była słabą, że nikt nie mógł usłyszeć ani jednego z tych słów, które starała się wymówić.
Dyanna pochyliła się nad nią i do jej ust przyłożyła ucho. Wtedy dopiero zrozumiała, że matka żąda księdza.
Od samego początku choroby, proboszcz miejscowy przybiegł zaraz i nie opuszczał niemal zamku, aby być nieustannie pod bokiem chorej, na wypadek, gdyby w chwili przytomnej zechciała go zawezwać. Pospieszył teraz natychmiast, o ta ostateczna rozmowa między spowiednikiem a panitentką trwała blizko godzinę.
Kiedy generał, Dyanna, Jerzy i doktorzy weszli napowrót do pokoju, pani Presles, jak się zdawało, odzyskała nieco sił i głos jej słychać było wyraźnie.
— Mój drogi, — przemówiła do, męża, który ujął palącą jej rękę i przycisnął do niej — nadeszła dla mnie chwila pożegnania cię, bo ja czuję to dobrze, że umieram....
Pan Presles, którego łzy tak dławiły, że nie mógł odpowiedzieć ani słowa, gestem zaprzeczył wymownie temu twierdzeniu.
— Umieram, — powtórzyła stanowczym tonem pani Presles. — Przez długie lata, które przeżyliśmy z sobą razem, dałeś mi tyle szczęścia, ile go rzadko której kobiecie przypada w udziale... publicznie ci za to wyrażam mą wdzięczność głęboką... To nie wszy-