Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/162

Ta strona została przepisana.

— Wysłucham ich z uszanowaniem synowskiem i starać się będę z nich skorzystać....
Marceli pochwycił rękę Raula i uścisnął ją serdecznie, poczem mówił dalej:
— Gdybym był miał najmniejszą wątpliwość we względzie twojej ufności do mnie, ta odpowiedź byłaby rozprószyła je już w zupełności... Mogę przeto dotknąć bez obawy pewnej delikatnej materyi.... Może innego zraziłyby moje słowa, może obwiniałby mnie o zbyt wymagające i zazdrosne uczucie.... Ale ty, ty mnie zrozumiesz i przyznasz mi słuszność, jestem tego pewien.... Chciałem pomówić z tobą o stosunku, który mnie dziwi a nawet przeraża....
— Stosunku? — powtórzył Raul.
— Tak, stosunku tak dla mnie niepojętym, tak nieprawdopodobnym, że daremnie badam jego przyczyny, bo dusza taka jak twoja nie może przecież oddać swego przywiązania temu, dla którego nie czuje szacunku.
Marceli umilkł a Raul, który go słuchał z głęboką uwagą, zastanawiał się przez chwilą.
— Mój ojcze, — odrzekł następnie, — zapewniam cię, a wątpić nie możesz o mej prawdomówności, że daremnie usiłuję dojść znaczenia słów twoich, nie mogę domyślić się o czem chcesz mi mówić.... Jakiż to stosunek mój tak cię niespokoi?... Kogóż to, bez mej wiedzy, obdarzyłem niezasłużonem przywiązaniem?...
— Gontrana de Presles.
Raul wyraził giestem zdziwienie.
— Ależ mylisz się! — zawołał, — mylisz najzupełniej! Gontran de Presles nie jest bynajmniej moim przyjacielem.... Jakże mógłbym mieć dla niego jakąś sympatyę, skoro przymuszony jestem gardzić jego charakterem i postępkami?...
— A przecież jesteś razem niemal codziennie?...
— To prawda.
— Tego ranka jeszcze on tu przyjechał po ciebie i zabrał cię z sobą....
— I to prawda. Gontran, jakkolwiek znacznie starszy odemnie, znajduje, jak się zdaje, w mojem towarzystwie upodobanie, którego ja bynajmniej nie podzielam, przeraża mnie bowiem niemoralność jego zasad, oburza cynizm zwykły jego rozmów....
— A więc w takim razie, dziecko moje, wbrew twej woli stałeś się częstym towarzyszem wicehrabiego de Presles....
— Tak, mój ojcze, wbrew mojej woli.
— Ależ któż ci w takim razie broni okazać mu chłód, który oświeciłby go na punkcie twoich dla niego uczuć?...
— To niepodobna! — odpowiedział żywo Raul.
— Dla czego?
— Bo Gontran stałby się wówczas moim nieprzyjacielem.
— A cóż to ciebie obchodzi? Nieprzyjaźń takie go człowieka jak wicehrabia de Presles, jest mniej niebezpieczną niż jego sympatya. Jerzy Herbert mówił mi dziś właśnie o swoim Szwagrze a mówił mi o nim z rozpaczą. Gontran jest nad brzegiem przepaści, która się zowie hańbą... przestąpi on ten ostatni krok, który go od niej dzieli, to pewna. Trzeba więc trzymać się od niego zdaleka, bo jak mówi dosadny w swych zdaniach lud, kto stoi zbyt blizko kałuży błota, może łatwo zostać ochlapanym. Czy sądzisz, że mam racyę, moje dziecko?
— Tak, bez wątpienia i wszystko, coś mi tu powiedział, ojcze, ja to sobie sam mówiłem wielokrotnie.
— W takim razie musisz być zdecydowany na zupełne zerwanie wszelkich stosunków z panem wicehrabią?
Raul wstrząsnął głową z miną zakłopotaną.
— Mój ojcze, — odrzekł po chwili, — po raz drugi powtórzę ci, że to niepodobieństwo....
— A więc po raz drugi pytam cię o powody tego niepodobieństwa....
Raul spuścił głowę i zarumienił się jak dziewczyna, wobec której mówią o miłości.
Marceli spostrzegł jego pomięszanie i rumieniec i mówił dalej:
— Nie rozumiem już nic a nic tego to słyszę, ani tego co widzę. Jak się zdaje, lękasz się Gontrana.... Jakiż dziwny a tajemniczy wpływ wywierać on może na tobie?... Nie lubisz go, pogardzasz nim a przecież boisz się z nim zerwać! Proszę cię, kochane moje dziecko, wytłómaczże mi tę zagadkę, bo ja nie usiłuję jej już rozwiązać.... Tylko nie pomyśl czasem, żem zwątpił w ciebie, mimo twe tak wyraźne zakłopotanie... wiem to aż nadto dobrze, że nie masz do ukrywania nic takiego, za co potrzebowałbyś się rumienić.... Że cię pytam o twoją tajemnicę, to ze względu tylko na zajęcie, jakie budzi we mnie wszystko, co dotyczy ciebie, nie zaś przez jakąś nieufność.
— O moją tajemnicę... — wybąknął Raul.
— Masz ją.
— To prawda.
— Nie mogęż o niej wiedzieć?...
— Możesz i powinieneś, mój ojcze; prędzej czy później byłbym ci o niej sam powiedział. A więc otworzę ci serce.... Jedno słowo wytłómaczy ci, dla czego nie mogę przystać na zerwanie stosunków z Gontranem, stosunków, które mi ciążą.... Kocham pannę Blankę de Presles, a panna Blanka de Presles jest siostrą Gontrana....
— Masz słuszność, moje dziecko, — odpowiedział Marceli z uśmiechem. — Teraz rozumiem wszystko; dziwi mnie jedna rzecz tylko: że nie odgadłem dawniej, jaki to magnes ciągnął cię do zamku Presles...,