Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/168

Ta strona została przepisana.

— Simonis, który nie jest bity w ciemię, zrozumiał natychmiast, że można wyciągnąć przecież pewną korzyść z człowieka, co posiada przekazy na sto tysięcy franków. Zasięgnął informacyi... baron de Polart stoi w hotelu »Marynarki Królewskiej« i jada tam w tabldocie.... Simonis poszedł onegdaj i wczoraj jeść tam także i tak się urządził, że był sąsiadem kapitalisty przy stole. Rozmawiali z sobą. Baron skarżył się, że nie wie jak spędzać wieczory... nienawidzi wszelkich widowisk, teatrów a uwielbia karty. Simonis mówił mu o naszym Klubie i ofiarował się panu de Polart, że go zaprezentuje; ofiarę tę on przyjął z wielką chęcią i wdzięcznością. Przedstawienie ma mieć miejsce tego wieczora. Wszystko to, jak widzisz, kochany wicehrabio, przeprowadzonem zostało z prawdziwie dziecięcą prostotą.
— W istocie nadzwyczaj naturalnie, — odpowiedział Gontran — a zarazem nadzwyczaj zręcznie przeprowadzone.... Tylko....
— Tylko, co?...
— Tylko, że to nie z kanonierkami przystępuje się do ataku fregaty. Aby walczyć równemi szansami przeciw stu tysiącom franków Paryżanina, trzebaby złota niemało.... Czyż je mamy?...
Młodzi ludzie popatrzyli na siebie.
— Ja mam tysiąc franków w kieszeni... — rzekł jeden z nich.
— Ja, ośmset.
— Ja sześćset.
Inni wymieniali nic nie znaczące sumki.
— Ja, — odezwał się Gontran, — przeglądając swą portmonetkę, mam coś około trzydziestu luidorów, wszystko to moi panowie bardzo mało....
— Ba! — odpowiedział jeden z interlokutorów młodzieńca — wielką ostrożnością i niejaką zręcznością dochodzi się do wszystkiego... chodzi tylko o zrobienie wyłomu... przez ten wyłom posypią się wały złota.... Czyż nie przypominacie sobie, że Holandya została zalaną i omal nie zatopioną dla tego tylko, że szczury zrobiły otwór w jej tamach.
— Nakoniec, — podjął wicehrabia de Presles, — zrobimy co będziemy mogli, a przynajmniej nie będziemy sobie mieli nic do wyrzucenia, jeżeli nam się nie uda.


XXI.
BARON DE POLART.

W ciągu wieczora ta osobistość niecierpliwie oczekiwana, na której kieszeni tyle budowano pięknych nadziei, została przyprowadzoną i przedstawioną przez młodego Tulończyka, który nosił dziwaczne nazwisko Simeona Simonis.
Baron Achiles de Polart był jednym z tych ludzi, którzy strasznie niepodobają się ludziom obdarzonym gustem choć cokolwiek artystycznym, ale których znaczna część kobiet zwie pięknymi.... wyglądał na trzydzieści ośm lub trzydzieści dziewięć lat najwyżej, jakkolwiek w rzeczywistości minął już dawno granicę czterdziestki. Figurę miał tambur-majora, a siły był niesłychanej. Piersi wypukłe, olbrzymie, rozrosłe tworzyły wysokie sklepienie pod kamizelkami, kształtu pancerza, których krzyczące kolory zwracały na siebie oczy każdego. Dokoła szyi jego, istnej szyi Farnezyjskiego Herkulesa, owijały się krawaty zielone lub szafirowe przytwierdzane szpilką o jednym wielkim brylancie, który znawcy oceniali conajmniej na pięćset luidorów. Nogi jego zawsze obute w nieposzlakowanej świeżości lakierki, byty za wielkie do całej postaci, grube, niezgrabne. Ręce opięte od samego rana w rękawiczki jasnych kolorów, świeżuteńkie były za szerokie i za krótkie, aby mogły uchodzić za znośnie zgrabne. Te kończyny plebejskie i pospolite nie bardzo zgadzały się z arystokratycznem pochodzeniem barona, Twarz pana de Polart była niezmiernie regularną rysami, ale zupełnie pozbawioną wyrazu. Bokobrody błękitnawo-czarne, przycięte z angielka, odbijały silnie od różowej cery policzków. Włosy błyszczące, połyskliwe wieńczyły czoło nizkie i zdenerwowane.
Dodajmy, że baron nosił u dziurki od guzika swego fraka, surduta a nawet szlafroka, z jakie pól tuzina wstążeczek orderowych, pośród których jednak brak było zupełnie czerwonej wstążeczki Legii honorowej.
Pan de Polart zasłużył sobie na te ordery, — jak mówił, — licznemi usługami, jakie miał oddać obcym mocarstwom... nie tłómaczył zresztą zupełnie charakteru swych przysług bliżej.
Paryżanin i jego rozliczne ordery zostali przyjęci w »Klubie Przemysłu i Sztuki« z wielką atencyą, na jaką jeden i drugi zasługiwali.
Symeon Simonis przedstawił nową zdobycz znamienitszym klubistom a przed innymi wicehrabiemu Gontranowi de Presles. Jako człowiek dobrego towarzystwa, który wybornie zna herbarz, pan de Polart wyraził niezmierną swą wdzięczność za zaszczyt, jaki go spotyka i długo a szeroko wywodził wszystkie zaszczytne związki rodziny de Presles i najznakomitszymi rodami Francyi, w rozmowie swej z Gontranem.
Zaryzykował nawet w zapale tej rozmowy kilka słów o dalekiej, nieco mglistej wprawdzie jakoby parenteli Presles’ôw i Polartów, parenteli wynikającej ze związku któregoś hrabiego Presles w XV-ym wieku z panną de Polart.
— Przy najbliższej mej podróży do Paryża, — powiedział Gontranowi, — każę zrobić wyciąg mego genealogicznego drzewa i będę miał honor przesłać panu takowy, celem skonstatowania pokrewieństwa, o którem wspomniałem.