Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/34

Ta strona została przepisana.

natchnął barona de Labardès i ten dowód był tekiem zaprzeczeniem zwykłego charakteru skąpca, że nie możemy się oprzeć chęci przytoczenia go.
Stryj i synowiec siedzieli obok siebie na kamiennej ławce, ocienionej olbrzymią topolą, w głębi ogrodu willi.
— Mój kochany chłopcze, — rzekł nagle starzec, — gaża porucznika nie jest zbyt świetną, a majątek twego ojca nie pozwala mu dawać dodatków do pensyi.... Czy nie jesteś zmuszony odmawiać sobie czasami zbytecznie w twych potrzebach?...
— Ależ mój stryju, prywacye te nie istnieją dla tego, który szczerze i z dobrej woli przyjmuje pozycyę taką, jaka ona jest i stosuje się do niej.
— Ba! ba!... cudowne to w teoryi... ale w praktyce to całkiem co innego.... Byłem przecież kiedyś młodym... dawno to już temu!.. Chodzi mi o to, abyś był zadowolony.... Jesteś moim synowcem... jesteś Labardès... nosisz moje nazwisko... Pragnę postawić cię tak, abyś był w stanie honor mu przynosić w świecie.
— Jakim sposobem, mój stryju?
— Posłuchaj mnie.... Są tacy, którzy mają mnie za milionera i ci ludzie, którzy mówią to... mylą się.... Nie jestem bardzo bogaty... nie, daleko do tego... ale zresztą mam się mniej więcej nie źle.... Udaje mi się związać dwa końce i w dobrych latach, na Świętego Sylwestra, zdarzy mi się czasem coś odłożyć. A więc skorzystasz z mych oszczędności, niech mnie Bóg skarżę!!... Dam ci... tak jest, na honor... nie cofam się... dam ci... dwadzieścia pięć ludwików!!...
— Dwadzieścia pięć ludwików!! — powtórzył Marcel zdumiony, tak niespodziewaną rozrzutnością, wydającą się nie do pojęcia.
— Tak jest, mój chłopcze... pięćset liwrów, pięknemi złotemi ludwikami.... Co na to mówisz?... hę?...
— Powiem ci, mój stryju — odrzekł młody człowiek, biorąc rękę barona i ściskając ją czule, — powiem ci, że nigdy nie zdołałbym podziękować ci godnie za twą dobroć, mój stryju, która mnie rozczula więcej, aniżeli wyrazić zdołam.... Lecz powtarzam ci stryju, że nie mam żadnych pragnień... nie mam potrzeb... Znaczna to suma, którą mi ofiarujesz, byłaby więc dla mnie, na teraz przynajmniej, całkiem bezużyteczną.... Przyjmuję ją jednak z wdzięcznością, i jako pochodząca od ciebie stryju, bardzo jest mi drogą.... Tylko, błagam cię, kochany stryju, abyś zachował ją w swych rękach, aż do dnia, w którym znalazłszy dla niej użytek, poproszę o nią.
Wyraz radości, nie dającej się wypowiedzieć, zabłysnął na pomarszczonej twarzy barona, podczas gdy mówił siostrzeniec.
— A więc moje drogie dziecię, — rzekł wzruszonym głosem, — masz słuszność... słuszność zupełną i znam wiele siwych głów, które mogłyby od twoich młodych wąsow brać lekcye rozsądku.... Strzedz będę twych pięciuset franków... pilnować ich będę przez miłość dla ciebie... będzie to twoja skarbonka, kasa, twój mały worek... i obiecuję ci, że ten worek będzie miał wiele....
I dwie łzy radości zwilżyły powieki starego szlachcica, na myśl, że w osobie swego synowca mieć będzie spadkobiercę, według swej myśli...


IX.

W którym po raz pierwszy będzie mowa o pięknej prownsalce.
Około godziny wpół do dziewiątej, Hieronim przybiegł oznajmić porucznikowi, że dwaj służący pana Jerzego Herberta przyjechali konno i dobrze uzbrojeni, żeby służyć za eskortę, w drodze od willi Labardès, do bastidy ich pana.
Stary factotum jednocześnie oznajmił, że własnemi rękami osiodłał klacz.
— Życzę więc ci dobrej nocy, kochany stryju, — rzekł Marcel, — muszę już cię pożegnać....
— O której godzinie myślisz powrócić? — zapytał baron.
— Przyznaję się, że nie wiem... wieczerza może się przedłużyć do późnej nocy...
— Bardzo jest nawet prawdopodobnem, że się przedłuży do rana, — odrzekł starzec z uśmiechem — kolacya młodych ludzi, znam się na tem.... Jak ci niedawno mówiłem, byłem młody.... W każdym razie, jeżeli festyn u twego nowego przyjaciela nie przedłuży się tak jak przypuszczam, prześpij się kilku godzin u niego na fotelu, tak aby do mnie przybyć za dnia.... — A to dla dwóch powodów.... — Przedewszystkiem, wiesz z doświadczenia, że nie dobrze teraz jest włóczyć się po drogach, po zachodzie słońca. A potem, Hieronim jest stary i nie łatwo zerwie się z łóżka w nocy, aby ci otworzyć.... Tak jak i jego pan, potrzebuje snu....
— Bądź spokojny mój stryju, powrócę około szóstej lub siódmej z rana.
— Czy będziesz u mnie jadł śniadanie?...
— Byłoby to dla mnie niemożliwem.... Co najwyżej będę miał dość czasu uściskać cię mój stryju, i odjechać zaraz do Tulona, gdyż prawdopodobnie wymarsz mojego półko rozpocznie się bardzo rano, a niechciałbym spóźniając, narazić się na niezadowolenie starszych.
— Masz słuszność, moje kochane dziecię, a więc do jutra rana, i wierz mi, że żegnając się z tobą, uściskam cię z ojcowskiem sercem, chociaż jestem tylko twoim stryjem....
Marcel ścisnął rękę starca, dla którego czuł szczere i żywe przywiązanie, i który miał istotnie wiele dobrego, pomimo swej oryginalności i skąpstwa.