Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/36

Ta strona została przepisana.

wszystkich utytułowanych u siebie, a sam został u siebie... A jednak znam jeden dom, do którego że iść nie może bardzo go serce boli... ponieważ tam jest magnes, który przyciągał go tak jak i wielu innych przyciąga!.... Pan, który nie jest tutejszy, nigdy zapewne nie słyszał o pięknej Prowansalce?\
— Nigdy...
— Mówią o niej jednak wiele, zaręczam panu, i to nie tylko tu, ale i w Marsylii.... a nawet dalej....
— Cóż to takiego ta piękna Prowansalka?...
— Jest to panna Dianna de Presles, córka generała, hrabiego de Presle, zamieszkującego swój zamek, o dwie małe milki ztąd....
— W jakimże wieku ta młoda osoba?...
— Dziewiętnaście lub dwadzieścia lat, jak myślę... być może mniej, ale w każdym razie nie więcej...
— I czy zasługuje na tęż sławę piękności?
— Ah! proszę pana, że zasługuje to zasługuje!... Pana Dianna piękniejszą od wszystkiego co tylko można sobie wymarzyć najpiękniejszego!... Ja, który jeździłem często z moim panem do Paryża, znam teatra, a nawet operę, nigdy nic piękniejszego nie widziałem....
— I sądzisz, że pan Jerzy zauważył tę pannę de Presles?...
— Oh! z pewnością panie zauważył... więcej nawet aniżeli potrzeba było dla jego spokoju.... Gadano w okolicy... że ją zaślubi.... nie zaślubi.... ale nakoniec, na szczęścić, pan Jerzy rozmyślił się.... Przez jakie czas bardzo był smutny, ale teraz ciągle już jest w dobrym humorze... Zkąd wnoszę, że piękna Prowansalka wywietrzała mu z głowy...
— Panna de Presles, będzie tej nocy na balu w willi Salbert?
— Chyba byłaby chora.... Pani margrabina i Pani de Presles, są z sobą prawie nierozłączne... Zresztą panna uwielbia taniec... jest to w jej wieku, nie mówią o pani de Presles, jej matce, nie mającej jak lat czterdzieści; prześliczna jeszcze kobieta, lubi także bawić się....
— A państwo de Presles nie mają innych dzieci prócz panny Dianny?...
— Mają syna, pana Gontrana, młodzieniaszka piętnastoletniego, wcielony dyabeł, proszę pana... obiecuje być z czasem skończonym urwisem:... Gdybym powtórzył panu wszystko, co już o nim opowiadają, pan by nigdy nie dał wiary....
W chwili, kiedy Dominik dawał tę odpowiedź na pytanie pana de Labardès, konie stanęły przy branie willi Jerzego.... Brama była otwarta... Brązowe lampiony peronu roztaczały w około siebie światło jakby gwizd, a okna jasnością błyszczące, dawały się domyślać, że wnętrze domu oświecone jest a girno.
Marce zeskoczył z konia i rzucił lejce Dominikowi.
Lokaj we fraku à la française, w jedwabnych pończochach i srebrnym na szyi łańcuchu, jak odźwierny ministeryum, zaprowadził go do salonu gdzie się znajdował Jerzy, otoczony kilkoma młodymi ludźmi, z których trzech miało mundury oficerów kawaleryi.
Prowansalczyk odszedł od grupy, podbiegł na spotkanie porucznika i uścisnąwszy mu ręce, rzekł, zwracając się do swych gości;
— Panowie, przedstawiam wam pana Marcela de Labardès, mego zbawcę, który pozwala mi nazywać się moim przyjacielem i proszę was, abyście go kochali przez miłość dla mnie, zanim zaczniecie go kochać dla niego samego, co nastąpi jak tylko cokolwiek go poznacie... to jest, zanim upłynia godzina.
Wszystkie ręce wyciągnęły się do młodego człowieka, ośmielonego od razu tem szczerem i serdecznem przyjęciem.
Przerwana ogólna rozmowa rozpoczęła się na nowo.
Jerzy zaprowadził Marcela do framugi otwartego okna.
— No i cóż, — zapytał go, — jakże stryj cię przyjął? Czy jesteś z niego kontent?
— Zachwycony... okazał się dla mnie bardzo dobrym....
— Doprawdy?
— Do tego stopnia, że czuję się rozczulonym i wdzięcznym nad wyraz....
— Kazał ci pościć jednakże?
— Bynajmniej... Jeżeli nie zabito tłustego cięlęcia, to przynajmniej upieczono kurczę na uczczenie mnie....
— Kurczę! — zawołał Jerzy z komicznem zadziwieniem.... — prawdziwe kurczę!! czyż to nie było kurczę z tektury?!
— Było delikatne, i upieczone w samą miarę.
— I jesteś tego pewny?...
— Jadłem je....