Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/42

Ta strona została przepisana.

tów.... Chcesz pójść ze mną, kochana Diaano, pokazać ojcu twoją tualetę?
— Idę, mamo...
Młoda matka z młodą córką wyszły razem i skierowały się, przez długie korytarze zamku, ku apartamentowi generała hrabiego de Presles.
Apartament ten, którego wszystkie okna wychodziły na morze, położony był w głównym, a tem samem najstarszym korpusie zamku.
Składał się z obszernego przedpokoju, sypialni, gabinetu do pracy i biblioteki.
Urządzenie biblioteki i gabinetu do pracy przedstawiało surowy zbytek. W tych dwóch pokojach hrabia Presles zgromadził większość sprzętów z czternastego, piętnastego i szesnastego wieku, pierwotnie rozrzuconych po różnych apartamentach tego ogromnego zamku. Były tu wysokie szafy z rzeźbionego orzecha, skrzynie i kredensy z czarnego dębu, gotyckie fotele, z rzeźbionemi oparciami. Ściany biblioteki, a przynajmniej ta część ścian, której nie zasłaniały ciężkie księgi, in-folio, oprawne, z brzegami jaspisowemi i zloconemi, była okryta drzewem.
Żadnego za to śladu tych starożytnych wspaniałości nie można było odnaleść w sypialni hrabiego, skromnie umeblowanej i mającej pozór prawie klasztorny.
Obicie z szarego drelichu, żelazne łóżko bez firanek, kilka krzeseł obitych skórą i mały stolik, oto wszystko.
Jedyną ozdobą tej celi, której prostoty nie wyparłby się Kartuz, był przepyszny portret pani de Presles, oraz trofea myśliwskiej broni wielkiej wartości.
Hrabia zawsze namiętnie lubił polowanie, lubił je tak, jak za dni młodości i oddawał mu się z zapałem, o ile pozwalały mu na to straszne ataki podagry, którym podlegał.


XI.
OJCIEC I SYN.

Jak tylko noc zapadała, wszystkie korytarze i schody zamku oświecane były za pomocą lamp, umieszczonych w pewnych odstępach.
Hrabina z córką w kilka minut przybyły do apartamentu generała i weszły do przedpokoju.
Pani de Presles, zapukała lekko do drzwi biblioteki, lecz nie otrzymała odpowiedzi. Zapukała poraz drugi i trzeci, cokolwiek mocniej, lecz bez skutku.
— Twój ojciec zapewnie jest w sypialni, — rzekła do Dianny — albo w gabinecie... nie słyszy nas...
Otworzyła drzwi, przestąpiła próg i nie mogła powstrzymać okrzyku zadziwienia, widząc, że pomyliła się w swem przypuszczeniu.
Generał był w bibliotece, siedział przy wielkiem biurze, zajmującem środek pokoju. Głowa jego oparta była na obu rękach, zakrywających całkowicie twarz, a pogrążony był w myślach tak dalece, że nie usłyszał pukania do drzwi i nie spostrzegał nawet obecności żony i córki.
— Mój Boże! — szepnęła hrabina, — co mu się stało?
I zbliżywszy się do męża, dotknęła z lekka jego ramienia.
Pan de Presles zadrżał i żywo podniósł głowę.
Bladość pokrywała jago twarz, powieki były czerwone i napuchnięte.
— To ty, moja droga!... ty moje dziecię... — rzekł, zmuszając się do uśmiechu.
Poczem dodał machinalnie, jakby nic zdając sobie sprawy z tego co mówił:
— Czekałem na was.... Czy już czas jechać? A więc, jestem gotów.... Wstał.
Pan de Presles był pięknym starcem, wysokiego wzrostu, lat sześćdziesięciu, wytwornej dystynkcyi w postawie, z powierzchownością prawdziwie książęcą.
Trudno było wyobrazić sobie typ bardziej arystokratyczny i rycerski.
Wysoki i szczupły, trzymał się prosto i silnie pomimo wieku.... Twarz jego, charakterystyczna a zarazem pełna finezyi, nosiła na sobie niezawodno ślady czystej rasy. Wielkie, jego blado-niebieskie oczy, łagodne i dumne zarazem — patrzały śmiało i nić zniżyły się nigdy przed innem spojrzeniem.
Włosy śnieżnej białości, obfite jeszcze i bardzo krótko obcięte, otaczały wysokie czoło, poorane głębokiemi zmarszczkami.
W tej chwili jednakże, twarz i oczy starego szlachcica wyrażały tylko boleść głęboką....
Generał ubrany był po balowemu. Szeroka wstęga Komandora Legii Honorowej otoczyła jego szyję. Gwiazda wielkiego krzyża Ś-go Ludwika błyszczała na lewej stronie czarnego fraka, a różnobarwne wstążki jakichś dziesięciu zagranicznych dekoracyi, wyglądały z dziurki od guzika.
Wystarczało okiem rzucić na pana de Presles, aby poznać w nim odraza reprezentanta wielkiej rasy i spadkobiercę średniowiecznych rycerzy. Starzec ten był istotnie synem krzyżowców i niebieska krew zachowała się bez żadnej przymieszki w jego żyłach.
— Jestem gotów, — powtórzył z tym samym niepewnym i bolesnym wyrazem, — jeśli chcecie jedzmy....
— Mój przyjacielu, — zawołała hrabina z niepokojem, — co ci jest?...
Generał spojrzał na nią z zadziwieniem.
— Ależ nic mi nie jest, moja droga, — rzekł, cóżby mi się mogło stać?... Dlaczegóż pytasz mnie o to?