Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/66

Ta strona została przepisana.

sci na jeden ze wzgórków otaczających drogę i w ten sposób przeprowadził swój wózek przez pole pod kępę drzew oliwnych i do pnia jednego z nich przywiązał uździennicę biednego rosynanta.
— No, teraz, — ozwał się wesoły rabuś, który dzięki swej znajomości okolicy, znajomości, na której zbywało zupełnie jego towarzyszom, podjął się przewodnictwa tej ekspedycji, — trzech ludzi wystarczy w zupełności do pierwszej sprawy.... Biorę z sobą Piatra Caboul i Wincentego Jarry.... Za godzinę będziemy tu z powrotem i zabierzem się do wielkiego tańca!... Dajcie tu ślepą latarkę Wincentemu....
— Tutaj jest.
— Knebel i wór na słowiki Piotrowi....
— Tu są....
— A więc w drogę, a wy inni siadajcie w koło i bawcie się tu w jaką niewinną gierkę, do naszego powrotu.... Śpiewy, dysputy, kłótnie i w ogóle wszystko to, co czyni hałas jakikolwiek, surowo jest wzbronionem...
— Więc wybieracie się bez sznurowej drabiny? — zapytał głos jeden.
— A po co drabina?... — dorzucił Cocodrille. — Idziemy do miejscowości, w której wszystkie wyłomy w murach i ogrodzeniach są pozatykane pękami chróstu!... To daleko dogodniejsze jak wielkie schody, słowo honoru!
Po tej odpowiedzi, Cocodrille oddalił się z dwoma swymi wspólnikami i zniknął w ciemności w kierunku willi Labardès.
Reszta rabusiów zasiadła pod drzewami; postawiono wartę o kilka kroków, z misyą zaalarmowania na wypadek najmniejszego podejrzanego odgłosu i poczęto prowadzić z cicha rozmowę w tej ohydnej gwarze, której ani jedno słowo nie splami tych kartek.
Bliska godzina upłynęła.
— Cicho!!... — zawołał nagle wartownik, — zbliżają się....
Wszystkie szepty ustały i nic nie słychać było, prócz trzasku pistoletowych kurków, które odwodzono.
W tej chwili krzyk puhacza, naśladowany z niesłychaną doskonałością, rozległ się w pobliżu. To puhanie złowrogie, przypominająca tak charczenie konania, powtórzyło się dwukrotnie raz za razem.
— Nie ma się czego obawiać, — przemówił wtedy wartownik, — to nasi powracają....
W istocie Cocodrille i jego towarzysz, po upływie paru minut, wynurzyli się z ciemności.
— I cóż?... — spytały wszystkie głosy razem z żywą ciekawością.
— Cóż?... Zrobiono....
— A czy łatwo?...
— I tak i nie. Stary obudził się trochę zawcześnie... szamotał się i wyrywał jak pandur, a krzyczał jak. orzeł!!... nie chcieliśmy użyć pistoletów... trzeba było zakneblować mu usta i przeciąć żyły!... To nie do wiary, jak mu się dusza trzymała uparcie ciała!... Już nie pozostało kropli krwi w żyłach, a jeszcze poruszał rękoma i nogami.... Zresztą nie trzeba skarżyć się zanadto... postarał się przed śmiercią sam wskazać nam jeszcze kryjówkę z dukatami, chociaż pragnął ją obronić... bez tego niemało mielibyśmy kłopotu z wynalezieniem ich.
— Więc rezultat dobry?
— Nie tak jak się spodziewałam... jednak zawsze jeszcze ujdzie....
— Ileż?...
— Dwadzieścia tysięcy franków w złocie. Wedle tego com słyszał myślałem, że będzie daleko więcej... ale jak się zdaje, stary sknera musiał gdzieś lokować pieniądze.... Zawszeć jednak opłaciła się już robota, tem więcej, że wykonaliśmy to na poczekaniu, zanim inna, ważniejsza nadejdzie.... A teraz, moje pieszczotki, mówmy mało, ale mówmy dobrze... chodzi o to, aby rozegrać wielką grę z zajęciem i przyjemnością.... Krocz cała dobrze jest ułożoną, nieprawda?...
— Tak... tak....
— Pochodnie są?...
— Gotowe do zapalenia.
— A worek z sadzami?
— To ja mam go, — rzekł Jan Espareil.
— A szalupa?... gdzież jest szalupa, Japończyku? — ciągnął dalej Cocodrille.
Majtek, który nosił przezwisko Japończyka, odparł:
— Szalupa jest na piasku w małej przystani, którą trudno znaleść, o ćwierć milki od willi.... Zoryentowałem się dobrze, doprowadzę was do niej najprostszą drogą i nie będziem potrzebować więcej czasu nad trzy minuty, aby ją spuścić na morze....
— A więc wszystko idzie jak najlepiej i możemy iść spokojnie... tylko, moje dzieci, ostatnie zastrzeżenie....
— Jakież to?...
— Nie zwracajcie żadnej uwagi na złoto i srebro, jakby to była do prostu miedź lub ołów.... — Brylanty... nic nad brylanty!!... Jeśli zachowacie się przyzwoicie, możemy za chwilę zgarnąć do kieszeni milion lub dwa miliony... z tem, widzicie, żyć możemy wszędzie jak uczciwi ludzie.... I jeszcze jedna rzecz, a w dodatku rzecz wielce ważna... Jeśli nam chodzi o całość naszej skóry, nie rozpraszajmy się na prawo i na lewo, jak tylko rozpocznie się popłoch... jedność stanowi siłę!! Podczas działania nie używajcie nic prócz noży, zrozumiecie to dobrze dla czego.... Skoro już żniwo będzie dostateczne, ja się odezwę jak przed chwilą głosem puszczyka... wtedy w jednem mgnieniu oka sformować musimy czworobok i cofać się dając ognia z pistoletów do tych, którymby przy-