Sanczo pośpieszył za swoim panem, dobywszy pałasza.
Pasterze zmieszali się tym nagłym napadem, zwłaszcza, że Don Kiszot zdzielił tak potężnie jednego z nich, aż go obalił; kiedy jednak dorachowali się, że mają dwóch tylko przeciwników, zebrali na odwagę i choć tylko uzbrojeni w kije, nieźle używali tej broni. Sanczo padł za drugiem uderzeniem. Don Kiszot uwijał się jeszcze chwilę, nareszcie i on rozciągnął się jak długi na ziemi pod gęstym gradem uderzeń.
W obawie, czy tego bicia nie było za wiele, pasterze wsiedli na konie i oddalili się czemprędzej.
Ponieważ Sanczo Pansa zaraz na początku bijatyki się zwalił, więc mniej będąc poturbowanym, pierwszy też głos wydał:
— Oj, oj, oj! wielmożny panie rycerzu! oj, oj, oj! Żebyśmy to mieli ten balsam cudowny, o którym wielmożny pan mi opowiadał! Byłby nam bardzo przydatny po tych kijach, któreśmy dostali.
— Twoje plecy do tego przywykły — odparł Don Kiszot — ale moje długo to pamiętać będą. Tymczasem wiedz o tem, że kiedy szewc uderzy kopytem, to chociaż ono także jest drewniane, jednak się nie mówi, że uderzył kijem. Ci pasterze używają oszczepów, a oszczep to broń rycerska.
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.