Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/57

Ta strona została skorygowana.

— Ja widzę tylko jedno wyjaśnienie. P. Rucastle wydaje się człowiekiem miłym i dobrego serca. Ale jego żona jest może obłąkana, usiłuje więc czynić zadość wszystkim jej fantazyom, by zapobiedz wybuchom i uniknąć konieczności zamknięcia jej w zakładzie.
— To możliwe i, powiem nawet, prawdopodobne. W każdym razie jednak wszystko nie zapowiada zbyt przyjemnego otoczenia dla młodej dziewczyny.
— A pensya, panie Holmes?
— No, tak, rzeczywiście, jest ponętna, może nawet zbyt ponętna. I to mnie niepokoi. Dlaczego dają pani 68 f. st. rocznie, kiedy mogliby dostać więcej nauczycielek, niż potrzebują, za 20 f. st.? W tem coś jest.
— Pomyślałam sobie, że, jeśli opowiem panu to wszystko dzisiaj, będzie pan już wtajemniczony na wypadek, gdybym pana potrzebowała później. Będę się czuła silniejszą, mając oparcie w panu.
— Może pani liczyć na mnie. Sprawa zajmuje mnie bardzo; wszystkie te szczegóły są niezwykłe. W razie jakichkolwiek wątpliwości lub niebezpieczeństwa...
— Niebezpieczeństwa! jakież pan niebezpieczeństwo przewiduje?
Holmes potrząsnął głową poważnie.
Niebezpieczeństwo przestałoby niem być, gdybyśmy je mogli określić. Ale, o jakiejkolwiek porze dnia, czy nocy, otrzymam od pani telegram, podążę na pomoc.
— To mi wystarcza...