Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/62

Ta strona została skorygowana.

zawołała. — Nie mam pojęcia, co począć i czekam rady pana, jak zbawienia.
— Niech nam pani najpierw opowie swoje dzieje.
— Już zaczynam... a nie mogę się długo rozwodzić, bo przyrzekłam panu Rucastle, że powrócę przed trzecią. Pozwolił mi pojechać do miasta, ale ani się domyśla co mnie tu sprowadza.
— Niechże pani opowiada, po kolei, jak i co zaszło.
Holmes wyciągnął swe długie nogi przed kominkiem i usadowił się wygodnie w fotelu.
— Muszę wyznać najpierw — zaczęła miss Hunter — że państwo Rucastle obchodzą się ze mną zupełnie dobrze. Winnam im oddać tę sprawiedliwość. Ale nie mogę ich zrozumieć, obejście ich mnie niepokoi.
— Czego pani nie może zrozumieć?
— Powodów ich postępowania. Niechże pan posłucha, co zaszło od czasu mego przybycia. Gdy zajechałam tutaj, pan Rucastle czekał na mnie na dworcu i zawiózł mnie powozem do Buków Purpurowych. Jestto, jak mi słusznie powiedział w Londynie, dom bardzo ładnie położony, ale bez żadnego stylu. Niech pan sobie wyobrazi wielki gmach kwadratowy, pobielony wapnem, tu i ówdzie widnieją na nim zielone plamy wilgoci. Dokoła, z trzech stron lasy, a z czwartej łąka, dochodząca do gościńca, który wiedzie do Southamptonu i jest o jakie sto metrów oddalony od bramy wejściowej. Łąka stanowi własność pana Rucastle’a, ale cała reszta należy do posiadłości lorda Southerton’a. Kępa buków purpuro-