Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/64

Ta strona została skorygowana.

łam nigdy istoty bardziej rozpieszczonej, ani obdarzonej gorszymi instynktami. Dziecko to jest, na swój wiek, małe, ale ma głowę olbrzymią, zupełnie nieproporcyonalną. Życie jego mija między napadami złości i ponurych dąsów. Ma tylko jedną przyjemność: dręczyć istoty słabsze, a posiada szczególny dar łapania myszy, ptaków i owadów. Ale, wolę nie mówić o tem, co ma bardzą małą zresztą styczność z moją historyą.
— Muszę wiedzieć wszystkie szczegóły, bez względu na to, czy wydają się pani potrzebne lub zbyteczne — rzekł Holmes.
— Postaram się zatem nie opuszczać nic ważnego. Jedną z nieprzyjemności w tym domu, i to pierwszą, jaką mnie uderzyła, jest gminne obejście służących. Jest ich tylko dwoje, małżeństwo. Toller, tak się nazywa mąż, to człowiek źle wychowany, ordynarny, już niemłody, czuć od niego zawsze wódkę. Dwa razy, od czasu jak tam jestem, widziałam go zupełnie pijanego, a pan Rucastle zachowuje się tak, jakgdyby tego nie dostrzegał. Żona jego, bardzo wysoka i bardzo tęga, ma twarz odrażającą, a jest równie milcząca, jak pani Rucastle, lecz o wiele mniej przyjemna. Słowem jest to para nieznośna, która jednak niebardzo mi przeszkadza, gdyż cały dzień niemal spędzam w nursery[1], i w swoim pokoju. Są to dwa pokoje środkowe, położone w jednym z rogów budynku.

„Przez pierwsze dwa dni, po przybyciu mojem do Buków Purpurowych, życie płynęło mi bardzo

  1. Pokój dziecinny. (Przyp. tłóm.)