Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/182

Ta strona została skorygowana.

na była na skrzynię. Profesor Challenger uniósł jej wieko i, pochylając się nad nią, kilkakrotnie strzepnął palcami i wyrzekł pieszczotliwie „Chodź, chodź maleńki“. Po chwili obrzydliwe, wstrętne jakieś stworzenie, grzechocząc przeraźliwie wyszło ze skrzyni i usiadło na jej brzegu. Uwaga publiczności była tak naprężoną, iż nikt nie spostrzegł nawet jak książę Durham spadł z estrady. Głowa tego stworzenia przypominała najpotworniejsze chimery, jakie się kiedykolwiek wylęgły w wyobraźni średniowiecznego rzeźbiarza. Złośliwa i drapieżna, świeciła dwojgiem oczu, czerwonych jak dwa rozpalone węgle. Podwójny szereg drobnych zębów błyszczał w długim, półotwartymi dziobie. Skulone, półokrągłe ramiona przykrywało coś na kształt szarego, zgniecionego szala, całość przypominała upiorną, chorobliwą zjawę manjaka.
Przez chwilę groziła ogólna panika; profesor Challenger podniósł ramiona, aby nakazać milczenie, ale ruch ten spłoszył, siedzące przy nim straszydło. Szary szal rozwinął się nagle w parę błoniastych skrzydeł; i zanim profesor Challenger zdążył przytrzymać potwora, ten frunął na salę i począł zataczać po niej powoli koła, z suchym chrzęstem swych olbrzymich skrzydeł. Wstrętny zapach zgnilizny rozszedł się wokół; ludzie na galerji, wystraszeni bliskością tych czerwonych oczu i tego strasznego dzioba, poczęli krzyczeć przeraźliwie, temwięcej płosząc dziwnego gościa. Coraz