Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/115

Ta strona została skorygowana.

Jego szare oczy błysnęły gniewnie poza okularami.
— Dobrze, towarzyszu. Nie chciałem cię obrazić. Chłopcy nasi nie będą zgorszeni. Ale gdzie jedziesz?
— Do Vernissy.
— To trzeci przystanek. A gdzie chcesz się zatrzymać?
Mc. Murdo wyjął kopertę i zbliżył ją do ciemno palącej się lampy naftowej.
— Oto adres. Jakób Shafter, Sheridan Street. Jest to gospoda, którą mi polecono w Chicago.
— Nie znam jej, ale Vernissa to nie mój rejon. Mieszkam w Hobson Patch, dokąd właśnie dojeżdżamy. Ale chciałbym ci przed pożegnaniem udzielić jednej rady. Jeśli będziesz w kłopocie w Vernissie, idź do Domu Związku i zobacz się z mistrzem Mc. Gintym. Jest on przewodniczącym Loży w Vernissie, i nic w tej okolicy nie dzieje się wbrew jego życzeniu. Do widzenia, towarzyszu! Może spotkamy się kiedy w loży wieczorem, Ale pamiętaj: jeśli będziesz w kłopocie, idź do Mistrza Mc. Ginty.
Scanlan wysiadł i Mc. Murdo pozostał znowu sam ze swojemi myślami. Noc zapadła już, a płomienie licznych pieców strzelały i huczały w ciemnościach. Na czerwonawem tle ich widać było pochylające i prostujące się, kręcące się i poruszające postacie w rytmie ustawicznego stukotu i ryku.
— Sądzę, że tak musi wyglądać piekło — rzekł jakiś głos.
Mc. Murdo odwrócił się i ujrzał, że jeden z policjantów wstał z miejsca i patrzał w przestrzeń, oświetlona ogniami