Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/119

Ta strona została skorygowana.

dobny sposób! Niejednego zatłuczono kijami za niniejsze przewiny.
— Dobrze. Nie wiem nic o nich. To czytałem tylko.
— Nie mówię, abyście czytali kłamstwa — Rozglądał się nerwowo, kiedy mówił, wpatrując się w ciemności, jakby lękał się jakiegoś niebezpieczeństwa. — Jeśli zabijanie jest morderstwem, to tutaj morderstw nie braknie. Ale strzeż się wypowiedzieć nazwisko Jana Mc Ginty w związku z niemi, gdyż każdy szept dochodzi do jego uszu, a on nie zapomina nigdy. Oto dom, którego szukacie — ten nieco w tyle. Stary Jakób Shafter, który jest jego właścicielem, to jeden z najuczciwszych ludzi w mieście.
— Dziękuję — rzekł Mc. Murdo i uścisnąwszy dłoń swojego nowego znajomego, powlókł się, z walizką w ręku, drogą prowadzącą do gospody, do której drzwi głośno zapukał. Otworzyła mu osoba, której się nie spodziewał.
Była to kobieta młoda i niezwykle piękna, typowa Szwedka, blondynka o ładnych włosach, tworzących dziwny kontrast z parą cudownych, czarnych oczu; spoglądały one na obcego ze zdziwieniem i uroczem zakłopotaniem, które zabarwiło rumieńcem jej blade lica. W jasnem świetle otwartych drzwi wydała się Mc’owi Murdo najpiękniejszym w świecie obrazem jeszcze bardziej pociągającym ze względu na ponure i ciemne otoczenie. Uroczy fijołek rosnący na zwałach żużli przy kopalni nie przyprawiłby go o większe zdziwienie. Był tak onieśmielony, że patrzał na nią bez słowa. Ona pierwsza przerwała milczenie.
— Sądziłem, że to ojciec — rzekła z przyjemnym akcentem szwedzkim. Czy pan chce się z nim