Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/155

Ta strona została przepisana.

da szczędzić trudu i kosztów, aby nas wyśledzić i postawić przed sądem.
Po tych złowróżbnych słowach zapadło milczenie, twarze posmutniały i wymieniano niespokojne spojrzenia. Uważali się za tak potężnych i bezpiecznych, że myśl o grożącej karze nigdy nie zaprzątała ich umysłów. A jednak przypuszczenie to przyprawiło o dreszcz nawet najodważniejszych.
— Radzę, — ciągnął dalej mówca, — abyśmy obchodzili się względniej z mniejszymi przedsiębiorcami. Skoro ich raz wypędzimy, potęga naszego związku będzie złamana.
Nieprzyjemna prawda nie jest popularną. Zaledwie mówca usiadł odezwały się gniewne okrzyki. Mc Ginty wstał z ponurą twarzą.
— Bracie Morris — rzekł — byłeś zawsze krukiem. Jak długo członkowie Loży stoją razem, nie ma siły w Stanach, któraby im grozić mogła. Czyż nie przekonaliśmy się o tem niejednokrotnie przed sądem? Sądzę, że wielkie towarzystwa, na wzór towarzystw mniejszych, będą wolały zapłacić, niż walczyć. A teraz bracia... — Mc Ginty zdjął czarną, jedwabną czapkę i stułę — posiedzenie Loży jest na dzisiaj skończone, wyjąwszy drobną sprawę, o której wspomnę przy pożegnaniu. Czas na braterskie rozrywki i wspólną pogawędkę.
Dziwną jest ludzka natura. Oto ludzie, dla których morderstwo było chlebem powszednim, którzy niejednokrotnie zabijali ojców rodzin, osoby, z którymi nic ich nie łączyło, bez litości i współczucia dla opłakujących ich żon i bezradnych dzieci, a którzy jednak pod wływem żałosnej, tęsknej muzyki wzruszali się do łez. Mc Murdo miał ładny głos tenorowy i gdyby sobie wcześniej Loży nie pozyskał, zdobyłby