Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/166

Ta strona została przepisana.

to pięcioletni chłopak, który zobaczył zamordowanego ojca swojego... Zrobiło mi się słabo, a jednak musiałem pokazać uśmiechniętą i pewną twarz, gdyż wiedziałem dobrze, że w przeciwnym razie następnym domem, z którego wyjdą z zakrwawionemi rękoma, będzie mój dom i że mój mały Fredzio będzie opłakiwał swojego ojca. Ale stałem się zbrodniarzem — współwinnym morderstwa, straconym dla tego i tamtego świata na zawsze. Jestem dobrym katolikiem, ale ksiądz nie chciał rozmawiać ze mną, skoro się dowiedział, że jestam „węglarzem“ i nie mogę znaleść pociechy w mojej wierze. Oto, czem jestem. A teraz widzę, że wchodzisz pan na tę samą drogę i pytam, jak się to wszystko skończy? Czy decydujesz się zostać bezlitosnym mordercą, czy też zdołamy znaleść razem jakąś radę i zapobiec temu?
— Co pan chce uczynić? — zapytał krótko Mc. Murdo. — Zawiadomić władze?
— Broń Boże! — zawołał Morris. — Samą myśl o tem przypłacićbym musiał życiem.
— To dobrze — rzekł Mc. Murdo. — Sądzę, że jesteś pan człowiekiem słabym i że przejmujesz się za bardzo temi sprawami.
— Za bardzo? Zaczekaj pan trochę dłużej. Spojrzyj na dolinę! Popatrz na setki dymiących kominów! Mówię panu, że zbrodnia wisi nad głowami mieszkańców w gęstszych i groźniejszych obłokach niż chmury dymu. To Dolina Trwogi... Dolina Śmierci. Strach gnieździ się w sercu każdego przez dzień i w nocy. Poczekaj, młodzieńcze, a sam się przekonasz...
— Dobrze, powiem panu wówczas, co o tem sądzę — rzekł obojętnie Mc. Murdo. — Rzecz oczywista, ze nie nadaje się pan do tutejszych stosun-