Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/178

Ta strona została przepisana.

nasze życie przykrem. Ucieklibyśmy razem do Filadelfji lub Nowego Yorku, gdziebyśmy byli bezpieczni.
Mc. Murdo roześmiał się.
— Loża ma długie ręce. Czy sądzisz, że nie dosięgnęłaby nas w Filadelfji lub Nowym Yorku?
— Dobrze, a zatem na Zachód, do Anglji lub do Szwajcarji, skąd przybył ojciec. Gdziebądź, byleby tylko uciec z tej Doliny Trwogi.
Mc. Murdo przypomniał sobie Brata Morrisa.
— Już drugi raz słyszę tę nazwę — rzekł. — Cień jej padł, zdaje się, na wielu z was.
— Życie nasze staje się z każdą chwilą przykrzejsze. Czy sądzisz, że Ted Baldwin przebaczył nam? Czy wątpisz, coby się stało? Gdyby się ciebie nie lękał. Gdybyś widział spojrzenie jego czarnych, głodnych oczu, ilekroć się ze mną spotka!
— Nauczę go lepszych manier, jeśli to zauważę! Ale wierz mi, dziewczyno, nie mogę wyjeżdżać. Nie mogę. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze. Ale jeśli pozostawisz mi znalezienie jakiegoś wyjścia, obmyślę sposób wydostania się stąd z honorem.
— Niema tu mowy o honorze.
— Zależy, jak się na to zapatrujesz. Jeśli mi jednak dasz sześć miesięcy czasu, postaram się, abym odjechał, nie potrzebując drugim patrzeć ze wstydem w twarz.
Dziewczyna roześmiała się, uradowana.
— Sześć miesięcy! — zawołała — czy to obietnica?
— Może siedem, lub osiem. Ale, nim rok upłynie, opuścimy dolinę.