Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/199

Ta strona została przepisana.

— Możnaby tak mówić, gdyby wszyscy byli tak pewni, jak pan, panie radco. Ale człowiek ten ma za sobą miljony kapitalistów. Czy sądzisz, że nie znajdzie się we wszystkich naszych Lożach jeden słabszy brat, który da się kupić? Stanie się panem naszych tajemnic — może się już stał. Na to jest tylko jedne pewne lekarstwo.
— Żeby już nigdy nie opuścił doliny — rzekł Baldwin.
Mc Murdo skinął głową.
— Dobra rada, Bracie Baldwinie — rzekł. — Często zachodziły między nami różnice, ale dzisiejszej nocy masz słuszność.
— Gdzież on jest? Jak się o tem dowiemy?
— Czcigodny mistrzu — rzekł poważnie Mc. Murdo. — Chciałem zwrócić twoją uwagę, że jest to dla nas zbyt żywotna sprawa, aby o niej mówić na pełnem zebraniu Loży. Strzeż Boże, żebym chciał wyrazić nieufność któremu z obecnych tutaj, jeśli jednak tylko słowo dojdzie do uszu tego człowieka, stracimy wszelkie szanse schwytania go. Chciałem prosić Lożę o wybranie ściślejszego komitetu, samego pana przewodniczącego, jeśli mogę proponować, obecnego tu Brata Baldwina i pięciu innych. Wówczas powiem otwarcie, co wiem i co, zdaniem mojem, należy uczynić.
Propozycję przyjęto bez dyskusji i wybrano komitet. Oprócz przewodniczącego i Baldwina wchodzili w skład jego sekretarz Harraway, o sępiej twarzy, tygrys Cormac, brutalny, młodociany morderca, skarbnik Carter i bracia Willaby, odważni i zdeterminowani ludzie, którzy byli gotowi na wszystko.
Zwyczajne zebranie towarzyskie Loży było krótkie i niewesołe, gdyż na duszy ludzi ciężyła troska