Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/206

Ta strona została przepisana.

— Ale, słyszałem o tem, — rzekł Mc. Murdo. — Lękam się że, wyniknie z tego dla ciebie jakiś kłopot. Moglibyśmy wrzucić go do starego szybu, kiedy się z nim załatwimy, ale cokolwiek zrobimy, będzie wiadomem, że człowiek ten żył w Hobsonis Patek i że tam dzisiaj jeździł.
— Mc Murdo wzruszył ramionami.
— Jeśli wszystko dobrze urządzimy, nie udowodnią nam zabójstwa, — rzekł. — Nikt nie zobaczy w ciemnościach, że wszedł do mojego domu i ręczę, że nikt nie ujrzy go wychodzącego. A teraz posłuchaj mnie, mistrzu. Przedstawię panu plan i proszę, abyś o nim powiadomił innych. Przyjdziecie wszyscy w oznaczonym czasie. Bardzo dobrze. On przyjdzie o dziesiątej. Ma zapukać trzy razy, wówczas otworzę mu drzwi. Potem je za nim zamknę. Należy on wtedy do was.
— To jasne i proste.
— Tak, lecz trzeba się zastanowić nad tem, co później nastąpi. To twarda sztuka. Jest dobrze uzbrojony. Zawróciłem mu w głowie porządnie, ale może się mieć na ostrożności. Przypuśćmy, że wprowadzę go do pokoju, w którym zamiast mnie jednego, jak się spodziewał, zastanie siedmiu ludzi. Przydzie wówczas do strzelaniny i ktoś może zostać raniony.
— Masz słuszność.
— A hałas zwabi wszystkie przeklęte hełmy miedziane z całego miasta...
— Sądzę, że to racja.
— Oto, jakbym wszystko urządził. Wy będziecie w wielkim pokoju — tym samym, w którym pan ze mną rozmawiał. Otworzę mu drzwi, wprowadzę go do poczekalni obok i pozostawię go tam, aby pójść po papiery. W ten sposób będę miał sposobność po-