Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/207

Ta strona została przepisana.

wiedzieć wam, jak się sprawa przedstawia. Potem wrócę do niego z jakiemiś zmyślonemi dokumentami, a kiedy je zacznie czytać, skoczę na niego i chwycę za jego rewolwer. Usłyszycie moje wołanie i wpadniecie do środka. Im szybciej, tem lepiej, gdyż jest to silny człowiek i może sobie nie będę mógł dać z nim rady. Ale przypuszczam, że go utrzymam, dopóki nie nadbiegniecie.
— To dobry plan — rzekł Mc. Ginty. — Loża będzie ci bardzo zobowiązana. Sądzę, że gdy opuszczę fotel przewodniczącego, będę mógł wskazać po nazwisku mego następcę.
— Doprawdy, panie radco, jestem jeszcze prawie rekrutem — rzekł Mc Murdo, ale twarz jego świadczyła, co myślał o komplemencie wielkiego męża.
Po powrocie do domu przygotował się sam do wieczornego dramatu, który go oczekiwał. Najpierw wyczyścił, naoliwił i nabił swój rewolwer Smith-Wessona. Potem oglądnął pokój, do którego detektyw miał zostać zwabiony. Był to obszerny apartament z długim stołem na środku i wielkim kominkiem w głębi. Z obu stron znajdowały się okna. Nie było w nich żaluzji — jedynie cienkie zasłony, które można było opuścić. Mc Murdo obejrzał się dokładnie. Bez wątpienia musiało go uderzyć, że mieszkanie to nie nadawało się do załatwienia tak tajemnej roboty. Ale odległość od gościńca zmniejszała niebezpieczeństwo. W końcu omówił sprawę z swoim współlokatorem. Scanlan, chociaż „węglarz“ był to nieszkodliwy mały człowiek, zbyt słaby aby sprzeciwiać się towarzyszom, ale w głębi duszy przerażony krwawymi czynami, w których niekiedy musiał brać u-