Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/208

Ta strona została przepisana.

dział. Mc Murdo opowiedział mu w krótkich słowach o ci się rozchodziło.
Ja na twojem miejscu, Mike Scanlan, skorzystałbym z nocy i umknąłbym stąd. Krew się tu poleje jeszcze dzisiaj.
— Doprawdy, Mac — odpowiedział Scalan — nie brak mi — ochoty, ale nerwy odmawiają posłuszeństwa. Od chwili, kiedy ujrzałem, jak zastrzelono kierownika Dumsa tam, w kopalni węgla, jestem cały rozbity. Nie nadaję się do tej roboty jak ty i Mc Ginty. Jeśli Loża nie weźmie mi tego za złe, usłucham twojej rady i zostawię was samych wieczorem.
Ludzie przyszli punktualnie w oznaczonym czasie. Zewnętrznie wyglądali jak porządni obywatele, dobrze i czysto ubrani, ale ktoś, umiejący czytać z ich twarzy, znalazłby mało nadzei dla Birdy Edwardsa w tych surowych zaciśniętych ustach i bezlitosnych oczach. Nie było między nimi żadnego, którego ręce nie zbroczyły się krwią już wiele razy. Zabicie człowieka stanowiło dla nich coś tak pospolitego, jak zabicie owcy dla rzeźnika. Na czoło ich wysuwał się, rzecz prosta, wyglądem swoim i przestępstwami straszliwy Mistrz. Sekretarz Haraway był to człowiek chudy, zgorzkniały, z długą, suchą szyją i nerwowymi, zwinnemi członkami — nieposzlakowanej prawości, jeśli chodziło o finanse Zakonu i nie uznający poza nimi ani sprawiedliwości ani uczciwości. Skarbnik, Carter, był to mężczyzna w średnim wieku o nieruchomym, nawet tępym wyrazie twarzy i żółtej, pergaminowej skórze. Był on dobrym organizatorem i opracowanie szczegółów prawie każdego napadu rodziło się w jego zdolnym do wszelkiej intrygi mózgu. Obaj Willaby byli ludźmi czynu, rosłe, młode zuchy z twarzami zdecydowanemi na wszystko, pod-