Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/24

Ta strona została skorygowana.

błogosławieństwo ojcowskie przed wejściem w zimny, okrutny świat.
Holmes parsknął śmiechem i zatarł ręce.
— Wielki! — zawołał — Wielki! Powiedz mi, przyjacielu, Mac Donaldzie. Przyjemna ta i wzruszająca rozmowa toczyła się, jak przypuszczam w gabinecie profesora?
— Tak jest.
— Ładny pokój, nieprawdaż?
— Bardzo ładny — bardzo gustownie urządzony, Mr. Holmes.
— Pan siedziałeś przed jego biurkiem?
— Tak jest.
— Słońce świeciło panu w oczy, podczas gdy jego twarz była w cieniu?
— Nie, było to wieczorem, ale sądzę, że światło lampy padało na moją twarz.
— Tak przypuszczam. Czy zauważył pan obraz nad głową profesora?
— Zwracam na wszystko uwagę, Mr. Holmes. Nauczyłem się tego od pana. Tak jest, widziałem obraz — młoda kobieta z głową wspartą na rękach, spoglądająca z ukosa.
— To obraz Jana Baptysty Greuze’a.
Inspektor starał się okazać zaciekawienie.
— Jan Baptysta Greuze — ciągnął dalej Holmes, splatając końce palców i rozpierając się wygodnie w krześle — był francuskim artystą, który doszedł do rozkwitu między 1750 i 1800 rokiem. Mówię, rzecz prosta, o jego artystycznej karjerze. Krytyka nowoczesna potwierdziła pochlebną opinję, jaką sobie o nim wyrobili współcześni.
Oczy inspektora błądziły w próżni.
— Czy nie lepiej... — rzekł.