Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/36

Ta strona została skorygowana.

ker był anglikiem, ale słowa jego świadczyły, że poznał się z Douglasem w Ameryce i pozostawał tam z nim w zażyłych stosunkach. Zdaje się, że był to człowiek bogaty i że otrzymał pewne uniwersyteckie wykształcenie. Był nieco młodszy niż Douglas, liczył najwyżej czterdzieści pięć lat, rosły, trzymający się prosto, o szerokiej piersi, z twarzą gładko wygoloną jak u boksera, gruby, silny, z czarnemi brwiami i parą czarnych, groźnych oczu, które mogły, nawet bez użycia jego potężnych rąk, utorować mu drogę przez tłum nieprzyjaciół. Nie jeździł konno, ani nie strzelał, ale przez cały dzień chodził po starem miasteczku z fajką w ustach lub towarzyszył w powozie gogospodarzowi, względnie, wrazie jego obecności, gospodyni. „Spokojny, wygodny jegomość“, mawiał o nim Ames, piwniczy, „ale, daję słowo, nie chciałbym mu wejść w drogę“. Wobec Douglasa był serdeczny i przyjacielski zarówno, jak wobec jego żony, chociaż ta właśnie przyjaźń zdawała się nieraz drażnić męża tak, że zwróciło to nawet uwagę służby. Taka była trzecia osoba, która należała do rodziny, w chwili, kiedy przyszło do katastrofy. Co do innych mieszkańców starego budynku, wystarczy z pomiędzy dosyć licznej służby wspomnieć układnego, szanownego i pracowitego Amesa i panią Allen, tęgą i wesołą niewiastę, która pomagała gospodyni w zajęciach domowych. Pozostałych sześcioro służby w domu nie odegrało żadnej roli w wypadkach nocy szóstego stycznia.
0 jedenastej czterdzieści pięć zaalarmowano mały miejscowy posterunek policyjny pod dowództwem sierżanta Wilsona ze straży bezpieczeństwa Sussex. Mr. Cecil Barker, bardzo wzburzony, dobijał