Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/41

Ta strona została skorygowana.

Trzeba będzie tęgich umysłów, aby wyświetlić to wszystko. Będzie się musiał w to wdać ktoś z Londynu. — Podniósł w górę lampę i obszedł zwolna pokój dokoła. — Hallo! — zawołał wzburzony, odsuwając firanki. — O której godzinie ściągnięto firanki?
— Po zapaleniu lampy — rzekł piwniczy. — Było to zaraz po czwartej.
— Ktoś się tu ukrył, to pewne. — Zniżył światło; w kącie pokoju ukazały się ślady zabłoconych butów. — Muszę przyznać, że to przemawia za pańską teorją, Mr. Barker. Wygląda to tak, jakby ów człowiek dostał się do domu po czwartej, kiedy zasunięto firanki i przed szóstą, zanim podniesiono most. Wślizgnął się do tego pokoju, ponieważ nie widział innego. Nigdzie nie mógł się ukryć, schował się zatem za firanką. To jest, zdaje się, jasne. Prawdopodobnie miał głównie zamiar obrabować dom, ale kiedy go złapał Mr. Douglas, zamordował go i uciekł.
— To moje zdanie — rzekł Barker. — Ale, czy nie tracimy czasu napróżno? Możebyśmy przetrząsnęli okolicę, zanim człowiek ten nie ucieknie?
Sierżant zastanawiał się przez chwilę.
— Przed szóstą rano nie odchodzi żaden pociąg, nie mógł zatem pojechać koleją. Jeśli pójdzie drogą z przemoczonemi nogami, z pewnością ktoś zwróci na niego uwagę. W każdym razie nie mogę stąd odejść, jak długo ktoś mnie nie zastąpi. Sądzę również, że i panowie nie powinni odchodzić, dopóki się nie przekonamy, jak sprawa stoi.
Doktór wziął lampę i oglądnął ciało zbliska.
— Cóż to za znak? — zapytał. — Czy to ma jakiś związek ze zbrodnią?